– Rok, półtora po kryzysie [link=http://www.kariera.pl]bezrobocie[/link] nigdy nie spada. Na to nie ma rady i nie jest to zła wola przedsiębiorców – mówi Jan Rutkowski, ekonomista Banku Światowego w Polsce. – By firmy zaczęły zatrudniać nowych pracowników, produkt krajowy brutto musi rosnąć szybciej niż wydajność pracy – tłumaczy ekonomista.
Dlatego w kończącej się dekadzie [link=http://www.kariera.pl]zatrudnienie[/link] rosło, gdy polski PKB zwiększał się w tempie 4 – 5 proc. – Ale nie były to magiczne liczby, po prostu wtedy PKB był wyższy od wydajności pracy – przypomina Jan Rutkowski.
Teraz dynamika PKB w ciągu roku znacznie się zmniejszyła, a wydajność pracy od stycznia do końca października (mierzona produkcją sprzedaną na jednego zatrudnionego w firmach, w których pracuje ponad dziewięć osób – red.) jest na takim samym poziomie jak rok temu. A w tym samym czasie przeciętne zatrudnienie spadło o 5,4 proc.
Z danych GUS wynika, że jeszcze pod koniec września wydajność pracy była niższa niż w ciągu dziewięciu miesięcy 2008 r. To oznacza, że firmy, które w mniejszym stopniu, niż jeszcze niedawno prognozowano zwalniały pracowników, starają się jak najlepiej ich teraz wykorzystać.
– Przy obecnym poziomie produkcji czy przy powolnym jej zwiększaniu przedsiębiorstwa nie będą szukały nowych pracowników. Wystarczą im ci, których mają – dodaje Jakub Borowski, główny ekonomista Invest-Banku. Jego zdaniem nasza gospodarka, tak jak inne europejskie, była przed kryzysem „przegrzana”. – Poziom zatrudnienia był wyższy niż potrzeby firm. Wyglądało to tak, jakby zatrudniały one na zapas, na jeszcze lepsze czasy – podkreśla Borowski. Jego zdaniem pojawiające się opinie, że szybko uda się odbudować wysoki poziom zatrudnienia w firmach z końca 2008 r., są zbyt optymistyczne.