1 kwietnia 2020 r. prawdopodobnie w życie wejdą nowe przepisy, które przewidują opłatę od sprzedaży mocnego alkoholu w małych pojemnościach. „Małpki" będą kosztowały 1 zł więcej.
- To dużo, bo „małpka" kosztuje z reguły 5-6 zł. Mam nadzieję, że ta zmiana nie wejdzie. Zastanawiamy się, czy w ogóle jest to zgodne z prawem. Ta opłata ma charakter podatku akcyzowego, a jeżeli tak, to jest niedozwolona. Kolejny podatek akcyzowy jest bez sensu - mówił Włodarczyk.
Podkreślił, że lawinowy wzrost sprzedaży małpek to propaganda branży piwnej. - Piwo odpowiada w Polsce za mniej więcej 66 proc. spożycia alkoholu, wyroby spirytusowe to 29 proc. Przeciętny obywatel Polski wypija ponad 100 litrów piwa rocznie. To praktycznie rekord europejski. W 1996 r., przed wprowadzeniem możliwości reklamowania piwa, przeciętny Polak spożywał 39 litrów piwa. W tym samym czasie spożywa ok. 5 litrów wódki, z czego 33 proc. spożywana jest w małych formatach. Mniej niż 2 litry rocznie spożywane jest w małych formatach – tłumaczył gość.
Inicjacja alkoholowa w Polsce w 8 na 10 przypadków jest piwem, ewentualnie winem. - Tylko w 8 proc. wódką. Więc skąd taki pomysł na opłatę? Wszystko zaczęło się od niechlubnego raportu Synergiona, który w sposób zafałszowany pokazał rynek małpek w Polsce. Z tego raportu wynikałoby, że „małpki" są głównym elementem rozpijania Polaków. W końcu te informacje przerodziły się w projekt prawny, który jest absurdalny. Karanie jednej kategorii oznacza ogromną preferencję innej, czyli piwa - ocenił Włodarczyk.