Podczas tego przełomowego przeglądu, który potrwa co najmniej do końca 2022 r., rządy, ekonomiści i naukowcy będą również debatować nad tym, jak można by uprościć pakt stabilizacji i wzrostu, który stał się tak skomplikowany, że niewielu ludzi w pełni go rozumie— pisze Reuter. W 1997 r. wszystko zaczęło się od dwóch przepisów i uchwały na jakieś 12 stron, a do dziś rozrosło się kilkakrotnie, z towarzyszącą 108-stronicową instrukcją obsługi, uaktualnianą co roku przez Komisję Europejską.
Głównym celem tego paktu jest ochrona wartości euro poprzez ograniczanie zapożyczania się rządów, bo strefa euro ma wprawdzie jednolitą politykę pieniężną chroniącą tę walutę, ale każdy z 19 krajów ustala własną politykę budżetową. Od lat był to powód wielu tarć, w 2002 r. przewodniczący KE, Romano Prodi nazwał pakt „głupim” i do dziś został tego zdania. — Sprawił mi wiele problemów swego czasu, a później większość ludzi mówiła, że miałem rację, bo widzieli, że w trudnych czasach ten pakt nie działa. Nie sądzę, abym się mylił — powiedział teraz Reuterowi.
Czytaj więcej
Francuski sąd administracyjny nakazał do końca przyszłego roku nadrobić zaległości w realizacji własnych celów redukcji gazów cieplarnianych.
Zagrożenia wynikające z prowadzenia krajowej polityki fiskalnej dla jednolitej waluty pojawiły się w 2010 r., gdy nadmierne zapożyczanie się Grecji - co ta ukrywała przed unijnym urzędem statystycznym i przed Komisją, która pilnuje przestrzegania kryteriów - wywołały kryzys długu narodowego, który niemal zniszczył euro.
Zarzuty wobec paktu stawiano dotąd trzykrotnie: w 2005 r. gdy Francja i Niemcy nie chciały zgodzić się na zastosowanie kryteriów, w 2011 i w 2013 r. podczas kryzysu długu w uspokajaniu rynków, że inwestowanie w euro jest bezpieczne. Omawiane obecnie zmiany są też reakcją na kryzys, wywołany tym razem przez pandemię, która zwiększyła średnie zadłużenie w strefie euro do ok. 100 proc. PKB z 60-70 proc. z początku lat 90., kiedy proponowano kryteria z Maastricht.