Dobrowolne bankructwo hiszpańskiej linii lotniczej Spanair i deklaracja zwrotu długu w wysokości 300 mln euro to ostrzeżenie dla wszystkich właścicieli średniej wielkości przewoźników w Europie.
Idą trudne czasy.
Nie ma mowy o wielkich pieniądzach z Azji i Bliskiego Wschodu. Europejskie niebo nie jest wcale lukratywnym
interesem, więc inwestorzy na rynku lotniczym szukają prawdziwych okazji. Jeśli się nadarzy, chętnie z niej korzystają. Tak było w przypadku Etihad z Emiratów Arabskich, który zainwestował w Air Berlin, bo w stolicy Niemiec powstaje ważne centrum przesiadkowe. Potężna Lufthansa, która opędzała się od konkurujących z nią dubajskich Emirates, ani się obejrzała, a pod bokiem wyrósł jej rodzimy przewoźnik wspierany przez arabski kapitał. Ten sam Etihad znalazł kolejną atrakcyjną okazję – Air Seychelles, którego przepełnione samoloty wożą bogatych urlopowiczów. Wcześniej Katarczycy z Qatar Airways przejęli luksemburską linię Cargolux International, bo mają co wozić z Europy na Bliski Wschód. British Airways z kolei „połknął" brytyjskiego konkurenta – BMI – przede wszystkim dla jego działek czasowych – okienek startów i lądowań na londyńskim Heathrow. Teraz przymierza się do przejęcia kolejnej linii – portugalskiego TAP, dzięki temu sojusz Oneworld będzie miał jedną z najlepszych sieci połączeń w Ameryce Południowej. Zresztą linia portugalska z tych samych powodów podoba się też innym potencjalnym inwestorom.
Z resztą przewoźników, którzy są ewidentnie na sprzedaż, nie jest już tak dobrze, bo rządy nie chcą, bądź nie mogą, im finansowo pomagać. Kolejka chętnych do wzięcia jest długa: skandynawski SAS, irlandzki Aer Lingus, czeska CSA, węgierski Malev, słoweńska Adria i wreszcie Polskie Linie Lotnicze LOT. Z tych sześciu największe szanse na szczęśliwe zakończenie i dobrą przyszłość ma LOT, którym zainteresowany jest Turkish Airlines. Turcy mają i pomysły, i pieniądze na ich realizację. Z innymi potencjalnymi inwestorami jest już gorzej. Z rynku na jakiś czas jako inwestor strategiczny wypadły Air France/KLM, które mają problemy ze sobą, i niemiecka Lufthansa, bo obecny prezes Chris Franz nie jest już taki chętny do powiększania grupy, a ostatni zakup Lufthansy – Austrian Airlines – opornie poddaje się restrukturyzacji. Trzeba więc kibicować Ministerstwu Skarbu Państwa, aby negocjacje poprowadziło tak, by LOT na prywatyzacji nie stracił, ale zyskał.