Czy pana zdaniem polskie rządy i resort gospodarki np. poprzez program wsparcia eksportu odpowiednio pomagają w rozwoju rynku maszynowego, na którym działa Famur?
Najważniejsze, żeby politycy nie przeszkadzali. W mojej opinii nasz rząd od 20 lat uczy się wspomagania przedsiębiorców. Weźmy np. firmę w Niemczech. Tam dobrze przewidują sytuację w danym regionie i odpowiednio na to reagują przy współpracy z przedsiębiorcami. Podejrzewam, że nasz rząd będzie dochodził do tego jeszcze jakieś 50 lat. Ale jakieś inicjatywy są. Pomoc biznesowa to jest polityka. Dyplomacja powinna promować polski biznes, a nie być polityką dla samej polityki. W to powinni się włączać ambasadorowie, tak jak ma to miejsce w przypadku innych krajów. A polska dyplomacja raczej nie zna się wystarczająco na biznesie, bo ci ludzie nigdy nie robili nic na rzecz biznesu. Powinny zostać stworzone takie ambasady unijne, które promują wspólny biznes.
Polskie kopalnie nie są skazane tylko na polskich producentów sprzętu. Czy jednak chętniej wybierają współpracę z rodzimymi firmami? Mają większe zaufanie do was?
Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że rynek maszyn jest rynkiem światowym i nie można patrzeć, czy coś jest polskie czy europejskie. Każdy wie o każdej budowanej kopalni oraz w co ma być wyposażona. Mamy na czele Joya i Caterpillara, obecne w Polsce tak, jak my jesteśmy obecni za granicą, i dla mnie jest to naturalne, nie możemy się na to zamknąć. Kultura obsługi i wpływu odbiorcy na producenta, zamawianie ściśle określonych maszyn – to jest podstawa obustronnej współpracy.
Co jakiś czas wraca temat współpracy czy też połączenia sił głównych polskich producentów maszyn – Kopeksu i Famuru. Jest na to jakaś szansa? Na razie bowiem spotykacie się w sądzie w sprawie nieudanej współpracy w Chinach...