W reakcji na kryzys finansowy z 2007 r. i recesję, którą on wywołał, czołowe banki centralne – amerykańska Rezerwa Federalna, Bank Anglii oraz Bank Japonii – obniżyły stopy procentowe prawie do zera. Niektóre dodatkowo zobowiązały się do utrzymania ich na tym poziomie dopóty, dopóki koniunktura wyraźnie się nie poprawi. Zdaniem Stephanie Schmitt-Grohe i Martina Uribe'a z prestiżowego nowojorskiego Uniwersytetu Columbia, ta strategia banków centralnych może przynosić skutki odwrotne do zamierzonych. Paradoksalnie kres stagnacji mogłaby natomiast położyć podwyżka stóp procentowych.
Według nich niskie stopy procentowe utrwalają obecnie przekonanie uczestników życia gospodarczego, że inflacja pozostanie niska. Tymczasem niska inflacja sprawia, że nominalne płace rosną szybciej niż inne ceny. W efekcie realny poziom płac staje się zbyt wysoki dla pracodawców, co powoduje wzrost stopy bezrobocia. Spodziewając się takiej tendencji, pracownicy ograniczają wydatki. W efekcie inflacja rzeczywiście utrwala się na niskim poziomie, a stopa bezrobocia na wysokim.
W publikacji zamieszczonej na portalu amerykańskiego Narodowego Biura Badań Ekonomicznych (NBER) Schmitt-Grohe i Uribe tłumaczą, że w normalnych warunkach obniżki stóp procentowych przez banki centralne powodują wzrost oczekiwań inflacyjnych. To, że tym razem ta zależność w zachodnich gospodarkach się nie sprawdza, wynika ich zdaniem z tego, że ostatnia recesja była spowodowana załamaniem zaufania gospodarstw domowych i firm do gospodarki. W tych warunkach obniżki stóp procentowych stanowią sygnał, że także bank centralny widzi przyszłość w czarnych barwach, co uzasadnia słabe nastroje uczestników życia gospodarczego. Banki centralne wpadają więc w tzw. pułapkę płynności, gdy łagodzenie polityki pieniężnej nie przynosi oczekiwanych skutków.
Według ekonomistów z Uniwersytetu Columbia wyjściem z tej pułapki byłyby podwyżki stóp procentowych do poziomu, który uważają za właściwy przy dobrej koniunkturze. – W przeciwieństwie do tego, co dzieje się normalnie, w pułapce płynności spowodowanej oczekiwaniami nominalne stopy procentowe poruszają się w tandemie z oczekiwaną inflacją. W efekcie w takich warunkach podwyżka stóp procentowych jest zasadniczo sygnałem wzrostu przyszłej inflacji. To, poprzez wpływ na realne płace, pobudza zatrudnienie i wyciąga gospodarkę z zapaści – tłumaczą Schmitt-Grohe i Uribe.
Wnioski, do jakich doszli, opierają się jednak na modelu obfitującym w założenia, których w praktyce może nie spełniać żadna gospodarka. Sami odnoszą go przede wszystkim do sytuacji USA, gdzie trwa tzw. ożywienie gospodarcze nieprzynoszące wzrostu zatrudnienia (ang. jobless recovery). Według nich ich model może wyjaśniać ten fenomen oraz stagnację, w jakiej od dwóch dekad tkwi japońska gospodarka.