Dlaczego zgłaszam sprzeciw?
Działania T-Mobile i Orange można nazwać kreatywną interpretacją prawa telekomunikacyjnego. Bo czy nie można tak interpretować działań polegających na łączeniu częstotliwości, przyznanych każdemu z operatorów rozłącznie, w jeden zwarty blok i uzyskaniu tym samym przewagi technologicznej nad konkurentami w zakresie świadczenia usługi przesyłu danych? W 2011 roku firmy te uzgodniły wspólne korzystanie z częstotliwości 900. Od 2011 roku poprzez wspólną spółkę Networks! budują i modernizują stacje bazowe, z jedną strategią zarządzania tymi stacjami. Od 2013 roku wspólnie korzystają z częstotliwości 1800. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że kolejnym etapem ścisłej kooperacji obu firm będzie współdzielenie częstotliwości 800, o którą – formalnie odrębnie – ubiegają się w aukcji ogłaszanej przez UKE. Wskutek sztucznych ograniczeń nałożonych przez UKE Polkomtel może ubiegać się tylko o jedną czwartą tego, co mogą uzyskać, a następnie połączyć T-Mobile i Orange. Czy nie stanowi to swoistego obejścia prawa, pozwalającego na koncentrowanie częstotliwości w ramach de facto jednego podmiotu z wykorzystaniem praktyki spectrum poolingu, kwestionowanej w Europie ze względu na zakłócanie konkurencji? W konsekwencji operatorzy wprowadzający takie rozwiązania mogą zaoferować lepszą usługę. Ta zaś – co należy podkreślić – nie jest efektem działań rynkowych, w tym poniesionych nakładów inwestycyjnych, kompetencji technologicznej czy profesjonalnego marketingu obu spółek. Co więcej, czując swoją siłę, piszą o tym w oficjalnych sprawozdaniach z działalności – na stronie 107 raportu Orange napisał: „W sierpniu 2013 r., w ramach tej współpracy, Orange rozpoczął również świadczenie usług transmisji danych w technologii UMTS w paśmie 900 MHz (wykorzystując do tego pasmo o szerokości 4,2 MHz, na które składają się kanały Orange i T-Mobile)". Pozostaje pytanie, czy rzeczywiście ta współpraca rozpoczęła się dopiero w sierpniu 2013 roku, skoro współdzielenie częstotliwości 900 uzgodniono już w 2011 roku?
Kompleksy i pociągi
Polska jest niemal 40-milionowym krajem, szóstym pod względem liczby ludności w UE. Premier zapowiada, że w ciągu kilku lat dogonimy Wielką Brytanię i wejdziemy do G20 – największych gospodarek globu. Tylko według jakiego kryterium? Pod względem PKB na mieszkańca zajmujemy 52. miejsce. I na pewno nie pod kątem siły i wartości naszych narodowych firm. Reprezentuję ostatnią dużą polską firmę w bardzo ważnej branży telekomunikacyjnej. I co to dla mnie oznacza ze strony naszego państwa? Jak się okazuje – głównie kłopoty. Państwo i jego urzędy robią wszystko, żeby pomagać nie swoim firmom, ale tym zagranicznym. Nie rozumiem, dlaczego polska firma jest gorzej traktowana od zagranicznych. Dlaczego urzędnicy tak bardzo martwią się o interes T-Mobile i Orange? A z drugiej strony robią wszystko, co mogą, żeby utrudniać życie polskim firmom? Czy to wciąż są jakieś kompleksy, bo to, co zagraniczne, oznacza lepsze? Dlaczego np. nowoczesne pociągi produkowane w Polsce wygrywają na tak trudnym rynku jak niemiecki, a przegrywają na swoim rodzimym? Współpracuję z wieloma zagranicznymi firmami – szanuję ich pracę i osiągnięcia, uważam, że wykonują równie wspaniałą pracę dla naszej gospodarki i społeczeństwa, ale podstawą jest to, że jesteśmy partnerami i działamy na równych i tych samych zasadach.
O co chodzi Solorzowi?
Mój życiorys opisała już chyba każda gazeta w tym kraju. Pochodzę z biednej rodziny i do wszystkiego, co dzisiaj osiągnąłem, doszedłem niezwykle ciężką pracą. Nie jestem gwiazdą mediów i portali, nie jestem fanem przyjęć i imprez, ale jestem za to pasjonatem pracy. Tej, którą wykonuję sam i którą wykonują inni. Szanuję tak samo każdą pracę – byle była wykonywana sumiennie i uczciwie. Od ponad 20 lat działam w biznesie i zbudowałem od podstaw wspaniałe firmy. Te firmy zatrudniają dzisiaj i dają utrzymanie kilkudziesięciu tysiącom Polaków. W zamian nie oczekuję od naszego państwa orderów i dyplomów. Jedyne, o co chcę prosić, to stworzenie i zapewnienie równości szans i jednakowych warunków działania dla wszystkich. A dzisiaj ja i kilkadziesiąt tysięcy pracowników moich firm tych równych szans nie mamy.
Częstotliwości ?a polska racja stanu
Częstotliwości radiowe to nie jest temat równie angażujący polityków i opinię publiczną jak sprawa lasów państwowych czy kolejki na Kasprowy Wierch. Tymczasem te tematy nie schodziły z czołówek gazet, tak że niemal każdy z nas wiedział, jak ważna dla naszego interesu narodowego jest kwestia kolei linowej czy lasów. Tymczasem nieco na uboczu wydarzeń życia gospodarczego Urząd Komunikacji Elektronicznej ogłosił w ubiegłym roku aukcję na tzw. częstotliwości LTE. Aukcję mającą przynieść budżetowi prawie 2 mld złotych. Węgiel, gaz, ropa – to o nich zwykło mówić się w kontekście bezpieczeństwa państwa i zapewnienia szans na rozwój. Dzisiaj, w XXI wieku, mamy też pewność, że równie ważny jest rozwój technologiczny i zbudowanie fundamentów dla gospodarki opartej na wiedzy, co wprowadzi nas w erę cywilizacji informacyjnej. Podstawą tej wizji jest powszechny i tani dostęp ogółu społeczeństwa do internetu. A to w naszym kraju można zapewnić tylko dzięki częstotliwościom, na których operatorzy telekomunikacyjni świadczą swoje usługi. I dlatego tak ważna jest kwestia częstotliwości LTE.
Teoria gdybalizmu
Często urzędnicy czy politycy mówią: gdybyśmy tylko wiedzieli, to byśmy zareagowali i zrobili inaczej. Dzisiaj więc apeluję do naszej klasy politycznej: pomyślcie państwo przed szkodą. Zastanówcie się i spróbujcie zapomnieć na chwilę o najbliższych wyborach i skupcie się na Polsce i jej przyszłości. Jesteśmy już w XXI wieku – za chwilę Urząd Komunikacji Elektronicznej ponownie rozpocznie konsultacje w sprawie nowej (poprzednia została odwołana z powodów formalnych) aukcji na częstotliwości LTE, dzięki którym operatorzy telekomunikacyjni będą oferowali Polakom szybki internet. I chcę powiedzieć otwarcie, że nie chodzi o to, który koncern uzyska przewagę na rynku. Ja nie potrzebuję posiadać tych częstotliwości, nie zależy mi, aby posiadać ich więcej niż inni. Prawda jest bowiem taka, że nie jest to konflikt korporacji o zyski, tylko fundamentalna różnica w myśleniu o państwie, teraźniejszości i przyszłości rozwoju gospodarczego Polski.
Cele generalnes
Apeluję do polityków i władz naszego kraju o wpisanie kwestii częstotliwości i zapewnienia powszechnego dostępu ogółowi społeczeństwa do internetu na listę celów generalnych o fundamentalnym znaczeniu dla interesu narodowego naszego kraju. Wizja taniego powszechnego dostępu na terenie całego kraju do szybkiej transmisji danych na miarę XXI wieku jest realna już w Polsce i to nawet w 2014 roku. Ale wizja taka wywołuje gwałtowne sprzeciwy ze strony międzynarodowych koncernów telekomunikacyjnych. Dzisiaj polski rząd stoi w przededniu podjęcia decyzji o tym, czy dać Polakom szansę na prawdziwy skok cywilizacyjny w obszarze telekomunikacji, budując infostradę do transmisji danych, czy krótkowzrocznie stworzyć kilka osobnych wąskich dróg cyfrowych. Potężne i wpływowe firmy z Francji i Niemiec będą starały się zrobić wszystko, żeby przekonać polski rząd, iż to one wiedzą lepiej, jak powinna wyglądać cyfrowa przyszłość Polski. Dotychczasowe działania rządu i urzędów pozwalają bowiem sądzić, że T-Mobile i Orange przyznana została niemal koncesja na budowę autostrady internetowej, podczas gdy inni zostaną przez to samo państwo ograniczeni do możliwości wytyczenia lokalnej drogi szutrowej. Tego typu preferencji Orange i T-Mobile nie mają w żadnym innym kraju. I dlatego twierdzę, że przyszłość gospodarcza leży dziś właśnie w rękach polskiej administracji.