Nagranie z Morawieckim: Logika już się nie liczy

Wizerunkowe kłopoty premiera to problem dla PiS, które uczyniło go twarzą samorządowej kampanii. Stąd histeryczna reakcja na ujawnienie kilku faktów z afery podsłuchowej.

Aktualizacja: 04.10.2018 16:20 Publikacja: 03.10.2018 19:49

Nagranie z Morawieckim: Logika już się nie liczy

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Niewykluczone, że z perspektywy czasu historycy obecny kryzys wizerunkowy wywołany ujawnieniem przez Onet całości nagrania z rozmowy z udziałem Mateusza Morawieckiego w restauracji Sowa&Przyjaciele będą oceniać jako największe wyzwanie dla wiarygodności premiera. Co więcej, kryzys ten wywołała nie tyle publikacja dziennikarzy portalu, ile absurdalna reakcja polityków PiS, która sprowadziła na głowę szefa rządu poważne kłopoty.

W poniedziałek Onet napisał, że w aktach afery taśmowej znajdują się zeznania kelnerów dotyczące rozmowy, w której miał brać udział obecny premier, a wówczas szef BZ WBK. Nagranie tej rozmowy nie zachowało się, nagrywający je kelner nie wiedział, kto był rozmówcą Morawieckiego, zapamiętał tylko, że była mowa o kupowaniu nieruchomości na osoby trzecie. Co więcej, z tekstu wynikało, że sam premier zeznał, iż kilkakrotnie bywał w restauracjach, w których działała szajka podsłuchowa, więc nagrań może być więcej. Dziennikarze nie postawili premierowi żadnego zarzutu, raczej dziwili się, że w aktach sprawy nie ma śladu po tym, by służby nagrania szukały. A przecież może się ono stać narzędziem szantażu wobec szefa rządu.

Reakcja PiS była histeryczna. Premier mówił, że to atak na niego w związku z tym, że skutecznie likwiduje mafie vatowskie, a rzeczniczka PiS zażądała, by portal ujawnił wszystko, co dotyczy premiera. Redakcja zamieściła więc we wtorek całe nagranie z innej rozmowy, która w aktach się zachowała. To podsłuch rozmowy z 2013 roku, w której brali udział Morawiecki, Zbigniew Jagiełło, prezes PKO BP, oraz Krzysztof Kilian, bliski współpracownik Donalda Tuska. Jej fragmenty opisywał już „Newsweek”, lecz całości nagrania dotąd nie ujawniono.

I to nagranie jest już dla premiera kłopotem. Szef rządu nie tylko nie stroni od słowa „k...” (a pamiętać trzeba, że Jarosław Kaczyński mocno krytykował knajacki język w podsłuchanych rozmowach), nie tylko wypowiada się pozytywnie o Angeli Merkel, nie tylko zastanawia się, czy nie trzeba będzie strzelać do uchodźców, ale przede wszystkim wydaje się świetnie towarzysko i politycznie osadzony w środowisku PO. Wszak przez kilka lat był członkiem Rady Gospodarczej przy Donaldzie Tusku, chwali się zażyłością z jej szefem Janem Krzysztofem Bieleckim, nabija się z Radosława Sikorskiego itd.

Słowem, typowa rozmowa, jakie znamy z dotychczasowych taśm.

Jednak dla Morawieckiego to poważny kłopot. A właściwie dla jego wiarygodności. Premier wyrósł bowiem na jednego z najważniejszych liderów prawicy przez ostrą krytykę postkomunizmu, wypaczeń III RP i działań poprzedników w szczególności. Nagrania pokazują jednak, że wśród elit III RP, której wiele razy zarzucał demoralizację, sam czuł się doskonale. I tu pojawia się pytanie o wiarygodność szefa rządu. Już kiedyś pytałem, kiedy premier jest sobą: gdy walczy o umiarkowany elektorat czy wówczas, gdy mówi radykalne tezy miłe dla ucha radykalnego pisowskiego wyborcy. Teraz dochodzi kolejne pytanie: kiedy premier był sobą, czy gdy w czasach rządów PO przebywał wśród ówczesnych elit, czy dziś, gdy zarzuca im wszystko, co najgorsze.

Ten wizerunkowy kryzys jest problemem nie tylko dla szefa rządu, ale i dla całego obozu dobrej zmiany. Morawiecki stał się twarzą kampanii wyborczej PiS w wyborach samorządowych. Jego dzisiejsze problemy mogą rzutować na cały wynik PiS, szczególnie wśród wyborców umiarkowanych.

PiS ma tego świadomość, dlatego odpowiedziało ostrzałem artyleryjskim. Odwołując się do faktu, że Onet należy do niemiecko-szwajcarskiej grupy Ringer Axel Springer, politycy PiS twierdzą, że to Niemcy wypowiedzieli wojnę polskiemu rządowi i że to próba zamachu stanu itp. Jeśli za aferą taśmową stoją Niemcy, to znaczy, że to oni w 2014 r., wypuszczając pierwsze taśmy, doprowadzili do przegranych przez PO wyborów. Czy to więc Niemcy obalili rząd, który według PiS służył niemieckim interesom? Mało logiczne. Ale dwa i pół tygodnia przed wyborami nie liczy się logika, lecz emocje.

Niewykluczone, że z perspektywy czasu historycy obecny kryzys wizerunkowy wywołany ujawnieniem przez Onet całości nagrania z rozmowy z udziałem Mateusza Morawieckiego w restauracji Sowa&Przyjaciele będą oceniać jako największe wyzwanie dla wiarygodności premiera. Co więcej, kryzys ten wywołała nie tyle publikacja dziennikarzy portalu, ile absurdalna reakcja polityków PiS, która sprowadziła na głowę szefa rządu poważne kłopoty.

W poniedziałek Onet napisał, że w aktach afery taśmowej znajdują się zeznania kelnerów dotyczące rozmowy, w której miał brać udział obecny premier, a wówczas szef BZ WBK. Nagranie tej rozmowy nie zachowało się, nagrywający je kelner nie wiedział, kto był rozmówcą Morawieckiego, zapamiętał tylko, że była mowa o kupowaniu nieruchomości na osoby trzecie. Co więcej, z tekstu wynikało, że sam premier zeznał, iż kilkakrotnie bywał w restauracjach, w których działała szajka podsłuchowa, więc nagrań może być więcej. Dziennikarze nie postawili premierowi żadnego zarzutu, raczej dziwili się, że w aktach sprawy nie ma śladu po tym, by służby nagrania szukały. A przecież może się ono stać narzędziem szantażu wobec szefa rządu.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Roman Kuźniar: Atomowy zawrót głowy
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny