Andrzej Kopiczyński miał na koncie wybitne role teatralne na scenach w całej Polsce. Zagrał w wielu filmach, które miały wielką widownię, ale w świadomości milionów Polaków pozostał inżynierem Karwowskim.
W 1974 r. rola w serialu „Czterdziestolatek" przyniosła mu olbrzymią popularność i już na zawsze naznaczyła jego karierę.
Powracał do niej kilkakrotnie, m.in. w fabularnej kontynuacji pod tytułem „Motylem jestem, czyli romans czterdziestolatka" oraz w zrealizowanym w roku 1993 serialu „Czterdziestolatek 20 lat później". Oprócz tego były już tylko epizody lub role drugoplanowe, m.in. w „Nocach i dniach", „Znachorze", „Korczaku" i „Ogniem i mieczem".
Zawsze powtarzał, że aktorem jest się po to, by zagrać wszystko, i ta maksyma była mu bliska zwłaszcza w teatrze. Na scenie – o czym nie zawsze pamiętamy – miał dorobek imponujący. Grał Szekspirowskiego Romea (w Elblągu), tytułowego Figara w „Weselu Figara" (w Bydgoszczy), Kordiana w dramacie Słowackiego (w Szczecinie), Jerry'ego w „Dwojgu na huśtawce" oraz Diabła w „Panu Twardowskim" (w Koszalinie), Gustawa-Konrada w „Dziadach" i Szekspirowskiego Otella, Molierowskiego Don Juana (w Szczecinie), Konrada w „Wyzwoleniu".
Po teatralnej wędrówce po Polsce bez problemu dostał się do Warszawy i trafił od razu do Teatru Narodowego. Zapamiętałem go w roli Kirkora w legendarnej „Balladynie", ale wystąpił też w kilkunastu innych spektaklach, m.in. „Weselu" Wyspiańskiego, „Pluskwie" Majakowskiego, „Jak wam się podoba" i „Starej kobiecie". Potem zatęsknił za nieco lżejszym repertuarem, więc przeniósł się do Rozmaitości, a wreszcie do Kwadratu. Tam trwał właściwie do końca..