Sami musimy dbać o prawdę

Niemcy w swoim czasie zadbali o to, żeby przymiotnik „niemiecki" zniknął z dokumentów związanych z II wojną - mówi były minister spraw zagranicznych Adam Daniel Rotfeld Jerzemu Haszczyńskiemu

Publikacja: 31.05.2012 20:25

prof. Adam Daniel Rotfeld

prof. Adam Daniel Rotfeld

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Co pan poczuł, gdy prezydent Barack Obama w pana obecności powiedział „polski obóz śmierci"?



Pomyślałem sobie, że ten, kto mu przygotował to przemówienie, stworzył problem, którego można było łatwo uniknąć, gdyby ta osoba była lepiej przygotowana. Co do tego, że intencje Amerykanów były pozytywne, nie mam żadnej wątpliwości, choćby dlatego, że tekst pisany, który otrzymałem przed uroczystością, nie zawiera takiego sformułowania. Ten autor przemówienia chciał się zapewne popisać nie tyle swoją erudycją, ile stylem i językiem. Być może zwracał uwagę tylko na styl, a nie na meritum tego, co pisze.



Czy Barack Obama czytał przemówienie? W czasie gdy z jego ust padło sformułowanie „polskie obozy", rozglądał się po sali.



Miał promptery. Ale ja, niestety, ich nie widziałem. Próbowałem zajrzeć. Ale siedziałem z tyłu, w drugim rzędzie. A on mówił do sali, niewiele słyszałem. Kiedy wspomniał o Karskim, to chciałem się lekko unieść, żeby przynajmniej przeczytać, co mówi. Obama jest wysoki, więc mi zasłaniał. Ale to było napisane.



Potem, już jak pan podszedł do Obamy, by odebrać Medal Wolności USA, to kobiecy głos odczytał już właściwie - obóz nie był „polski", lecz „nazistowski.



Po wręczeniu powiedziałem jednemu z członków ekipy Białego Domu, ambasadorowi amerykańskiemu w Warszawie, który siedział w drugim rzędzie, że brakuje tam czterech literek -  NAZI. Trzeba było powiedzieć, że to był hitlerowski obóz.



Przy odbieraniu medalu parę sekund rozmawiał pan z prezydentem USA. Co pan powiedział Obamie?



Kiedy otrzymałem to odznaczenie, podziękowałem w imieniu tych wszystkich, dla których Jan Karski jest postacią godną upamiętnienia. Obama powiedział kilka sympatycznych słów na temat Karskiego. Szkoda, że Karski nie został wyróżniony tym medalem za swego życia.

Jakiej reakcji oczekuje pan od Stanów Zjednoczonych poza wyrazami ubolewania za „przejęzyczenie prezydenta", wygłoszonymi przez rzecznika? Na poziomie rzecznika to za mało?

Trzeba powiedzieć, że po moich uwagach i aktywności ambasadora Kupieckiego Amerykanie natychmiast zareagowali. Ale nie na szczeblu prezydenta. Oczekiwalibyśmy, że po liście prezydenta Komorowskiego, będzie reakcja na szczeblu prezydenta Stanów Zjednoczonych.

Jest taka szansa, że prezydent Barack Obama osobiście zareaguje?

Takie są oczekiwania, nie tylko moje. Na list prezydenta Polski powinien odpowiedzieć prezydent USA. Sądzę, że Obama odpowie, Oczekuje tego nie tylko Polonia ale i organizacje diaspory żydowskiej. Prezydent amerykański użył sformułowania, którego nie powinien użyć, z pewnością złych bez intencji. Natomiast publiczność amerykańska już na zawsze zapamięta, że używanie określenia „polskie obozy" jest niedopuszczalne. Poinformowały o tym główne amerykańskie media. To już nigdy nie zostanie zapomniane. Tak jak nie została zapomniana niefortunna wypowiedź Geralda Forda, kiedy w kampanii wyborczej w 1976 roku nazwał Polskę krajem wolnym. Wtedy pomyślałem sobie, że on jest chyba niedoinformowany. Tym razem miałem podobne odczucie.

Czy to niedoinformowanie Obamy wpłynie na stosunki polsko-amerykańskie?

Obama jest przedstawicielem nowego pokolenia, dla którego ważniejsze są sprawy Azji i Pacyfiku niż Europy i Atlantyku Nam się wydaje, że on zna szczegóły historii II wojny światowej. Że wie o losach Polski pod rządami niemieckich okupantów. Tak nie jest.Ale ludzie, którzy przygotowują dla prezydenta Stanów Zjednoczonych wystąpienie w tej sprawie, powinni mieć precyzyjną wiedzę. Z tego punktu widzenia mogę zapewnić, że już nigdy w Białym Domu taka formuła nie będzie użyta ani też przez żadnego amerykańskiego polityka, który się zawodowo zajmuje sprawami międzynarodowymi. Sprawa ta uświadamia raz jeszcze, że potrzebne jest uruchomienie w USA akcji edukacyjnej. Takiej, jaką myśmy w Polsce podjęli w 2005 roku. „Rzeczpospolita" odegrała wtedy bardzo istotną rolę, zapoczątkowała międzynarodową kampanię, żeby używać prawidłowej formuły: niemieckie hitlerowskie obozy na terenie okupowanej Polski.

To straszny pech, że Obama użył tego określenia właśnie przy panu. To pan rozpoczął dyplomatyczną walkę z „polskimi obozami". Padło na najbardziej zasłużonego w tej sprawie ministra spraw zagranicznych  Polski.

Może nie najbardziej zasłużonego, było też wielu innych, ale mam wrażenie, że propozycja o tym, żebym to ja pojechał odebrać odznaczenie dla Karskiego, miała z tym związek. Zgodziłem się z przyjemnością. Uważam bowiem Karskiego za człowieka, który powinien być beatyfikowany. Mówię to z całą odpowiedzialnością. Papież i Kościół katolicki powinni docenić takiego człowieka, który na co dzień kierował się wartościami chrześcijańskimi. To był głęboko wierzący człowiek. Z całą pewnością nie było to bez wpływu na to jego nieuzasadnione poczucie winy, które nosił w sobie do końca życia, że nie zdołał się przebić z wiedzą o zbrodniach i Holokauście i wpłynąć na decyzje zachodnich polityków.

Czy wzbudzające emocje sprawy historyczne mogą wpłynąć na politykę Polski wobec Ameryki?

Może się tak stać, jeżeli stracimy kontrolę nad rozwojem wypadków. Jak na razie tej kontroli nikt nie stracił.

Zajmował się pan dotąd trudnymi sprawami polsko-rosyjskimi. Trzeba się będzie zająć amerykańskimi?

Myślę, że amerykańskie sprawy są innego typu. Tych trudnych spraw w rodzinie atlantyckiej i między przyjaciółmi jest wiele. Są też trudne sprawy z Litwą, Ukrainą.

Myśli pan, że wypowiedź Obamy w jakikolwiek sposób wpłynie na decyzje Polaków z amerykańskim paszportem w wyborach prezydenckich?

 

Nie żałuje pan, że pojechał pan do USA odebrać ten medal?

Nie żałuję. Nie będę ukrywał, że nie sądziłem, iż w Białym Domu znajdzie się osoba, która przygotowuje dla prezydenta przemówienie, w sposób tak nieprofesjonalny i nieodpowiedzialny.

Tego, że gdy był pan ministrem,  i zaczęliśmy razem walczyć z określeniem „polskie obozy", też pan  nie żałuje?

To jest część naszego życia. Z troską i niepokojem myślę o tym, że pokolenie, które urodziło się 20 lat po wojnie, dzisiaj ma 50 lat, a co dopiero mówić o ludziach, którzy mają lat 30. Zupełnie inaczej odbierają to, co w Polsce działo się w czasie niemieckiej okupacji. Dla nich to historia zapamiętana z podręczników. Jeśli my nie będziemy bez przerwy przypominać o tym, jaka była prawda o II wojnie światowej, to nikt tego za nas nie zrobi. Niemcy w swoim czasie zadbali o to, żeby przymiotnik „niemiecki"zniknął ze sformułowań związanych z II wojną. Pojawił się na to miejsce skrót „nazi". Wiele osób nie wie, co znaczy. Myślą, że to jakiś skrót, jacyś przybysze z innej planety.

Nie jest to identyfikowane z żadnym państwem?

Jak słusznie powiedział prof. Norman Davies, Polska nie uczestniczyła w debacie o zbrodniach  II wojny, bo była po drugiej stronie żelaznej kurtyny. Jeśli to brać pod uwagę, to dużo osiągnęliśmy, gdy staliśmy się częścią świata demokratycznego. Nie trzeba sobie jednak robić złudzeń: tego typu sprawy nigdy nie będą załatwione raz na zawsze. Wymagają one nieustannego wysiłku. Łudzą się ci, którzy sądzą, że wystarczy powołać osobę odpowiedzialną za wizerunek Polski, albo powierzyć ten mandat MSZ. Potrzebna jest i osoba, i mandat, ale jest to zadanie wszystkich polskich instytucji i wszystkich dorosłych obywateli. Wszyscy musimy dbać o ten wizerunek. I tam, gdzie to możliwe, reagować. Środki masowego przekazu mają szczególną odpowiedzialność, ponieważ powielają stereotypy. Ludzie aktywni i szanowani w sferze wielkiej prasy, radia, telewizji, mają swoich przyjaciół za granicą. Taki prywatny kontakt i prywatne oddziaływanie mają nieporównanie większe znaczenie niż pisanie pism przez pierwszego, drugiego i trzeciego sekretarza ambasady czy posyłanie listu ambasadora do redakcji gazety, która zamieszcza  go na 36. stronie w lewym dolnym rogu.

Po wypowiedzi Obamy o „polskich obozach" te prywatne kontakty pewnie są uruchamiane...

Zareagowaliśmy w ciągu niecałych dwóch godzin, uzyskaliśmy dwa oświadczenia Białego Domu, i to jest więcej niż sukces. Nie spodziewałem się że nasze telefony będą miały taki niemal natychmiastowy efekt.

Teraz czekamy na odpowiedź prezydenta Obamy?

Tak.

Adam Daniel Rotfeld,  były minister spraw zagranicznych,  we wtorek odebrał z rąk Baracka Obamy Medal Wolności USA przyznany  pośmiertnie Janowi Karskiemu

Co pan poczuł, gdy prezydent Barack Obama w pana obecności powiedział „polski obóz śmierci"?

Pomyślałem sobie, że ten, kto mu przygotował to przemówienie, stworzył problem, którego można było łatwo uniknąć, gdyby ta osoba była lepiej przygotowana. Co do tego, że intencje Amerykanów były pozytywne, nie mam żadnej wątpliwości, choćby dlatego, że tekst pisany, który otrzymałem przed uroczystością, nie zawiera takiego sformułowania. Ten autor przemówienia chciał się zapewne popisać nie tyle swoją erudycją, ile stylem i językiem. Być może zwracał uwagę tylko na styl, a nie na meritum tego, co pisze.

Pozostało 92% artykułu
Publicystyka
Artur Bartkiewicz: Wybory do Parlamentu Europejskiego. Dlaczego tym razem Lewicy miałoby się udać?
Publicystyka
Roman Kuźniar: Czy rząd da się wpuścić w atomowe maliny?
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł