Rz: W Polsce cały czas jesteśmy w stanie produkować znacznie więcej płytek ceramicznych, niż wynoszą potrzeby rynku. Czy ta różnica będzie maleć?
Zbigniew Polakowski: Zdolności wytwórcze wszystkich zakładów produkujących płytki ceramiczne w Polsce wynoszą około 130 mln mkw. To efekt inwestycji realizowanych zarówno pod koniec lat 90., jak i po 2000 r. Wtedy dynamicznie rósł popyt na rynku krajowym, co wynikało z szybkiego tempa rozwoju gospodarki wychodzącej z okresu realnego socjalizmu. Produkcja krajowa szybko wypierała import, a dodatkowo w sposób naturalny rozwijał się eksport na rynki wschodnie. W 2008 r. nastąpił jednak ogólnoświatowy kryzys gospodarczy, co nasza branża odczuła zwłaszcza w eksporcie na rynki wschodnioeuropejskie. W kolejnych latach udawało się systematycznie odbudowywać utraconą pozycję, jednak konflikt na Ukrainie połączony z mocną dewaluacją hrywny i rubla spowodowały, że eksport z Polski na Wschód ponownie uległ dużemu osłabieniu. Z kolei polski rynek wszedł w fazę dojrzałości i pomimo zwyżek nie był w stanie wchłonąć ilości płytek wyprodukowanych przez polskich producentów. Szacujemy, że w tym roku krajowa produkcja wyniesie około 105 mln mkw. Z takiej sytuacji logicznie wynika, że dziś największą szansą na wzrost wykorzystania mocy wytwórczych jest eksport.
Na jakich rynkach mamy największe szanse?
Przede wszystkich w krajach najbliżej nas zlokalizowanych. Tak jak w wielu branżach, szczególnie duże możliwości wzrostu sprzedaży są w Niemczech. Mimo dość silnej pozycji cały czas możemy rozwijać eksport do Czech i na Słowację. Ponadto szanse rozwoju są na wielu innych rynkach, zwłaszcza europejskich. Nie powinniśmy też zapominać o rynkach wschodnich, zwłaszcza Ukrainie i Rosji, ale tutaj musimy patrzeć na ryzyka związane z tym rejonem.
Rywalizację na rynkach zagranicznych często przegrywamy z producentami z Włoch i Hiszpanii. W jaki sposób mamy zacząć z nimi wygrywać?