Podstawowym kryterium jest źródło, to skąd dana informacja pochodzi. Najpierw trzeba spojrzeć kto jest nadawcą. Jeżeli nadawcą jest jakieś nieznane źródło, to od razu trzeba zachować czujność, tym bardziej, że w internecie wszystko wygląda podobnie. Lepiej ufać markom medialnym niż tzw. „no name’om”. Potem już jest trudniej, bo wszystko zależy od nastawienia odbiorcy, wkraczają mechanizmy psychologiczne. Jeżeli szukamy potwierdzenia dla naszego przekonania, to zrobimy wszystko, by je znaleźć. Jeżeli np. nabieramy podejrzenia, że pandemia jest fake newsem, że to spisek, to będziemy robić wszystko, by znajdować informacje potwierdzające tę tezę. Wtedy każdy fragment, który to potwierdzi będziemy interpretować pozytywnie. W takiej sytuacji nie przystępujemy do szukania informacji z nastawieniem krytycznym, tylko potrzebą potwierdzenia. Dlatego należy rekomendować nastawienie krytyczne, ono powinno nam zawsze towarzyszyć, ale tego się nie uczy, np. w szkołach. To jest ważne, nie tylko, gdy chodzi o internet. Mowa generalnie o krytycznej analizie tekstu, ona powinna być podstawą edukacji humanistycznej, bo takie nastawienie umożliwia wielostopniową analizę. Należy bowiem zwracać uwagę na źródło, ale także na język komunikatu. To nie jest łatwe, ponieważ fake newsy ewoluują. W 2014 roku, w czasie rewolucji ukraińskiej, pojawiało się mnóstwo komentarzy w obiegu twitterowym czy facebookowym, których język ewidentnie pokazywał, że są one rosyjskiego pochodzenia. Były pisane po polsku, ale dziwną składnią. Ktoś kompetentny językowo od razu widzi, że z taką informacją jest coś nie tak. Po trzecie, jeżeli oczywiście podchodzimy krytycznie, to często fake newsy nie są w stanie sprostać analizie logicznej, w środku są logiczne sprzeczności i to można wyłapać, jeżeli ma się kompetencje do logicznego rozbioru zdań. Charakterystyczne dla fake newsów jest też wykorzystywanie ogromnych uproszczeń, wielkich kwantyfikatorów czy przesadnych sądów. Doskonałym, aktualnym przykładem jest informacja, że Bill Gates wymyślił koronawirusa, po to by zmusić wszystkich do szczepienia, żeby podczas szczepienia nadać każdemu cyfrowy numer, który będzie podstawą systemu kastowego. Jeżeli się w to uwierzy, to będzie się szukało potwierdzenia takiej informacji, ale jeżeli użyje się zmysłu krytycznego, to zauważy się, że każdy z elementów tej łamigłówki jest nieprawdopodobny. To jest przykład, gdzie pojawia się tak znaczna przesada, że powinna przynajmniej budzić ostrożność. W takim momencie należałoby przejść przez wszystkie punkty „Dekalogu walki z fake newsami”, by zweryfikować taką informację.
Jak i gdzie zatem nauczyć się krytycznego, świadomego myślenia?
Moim zdaniem nie ma prostej recepty, nie chodzi o edukację medialną, którą się rekomenduje, tylko po prostu odpowiednią edukację humanistyczną. Dobrym przykładem jest Francja, gdzie kanonem edukacji jest krytyczna analiza tekstów, gdzie matura z filozofii jest obowiązkowa. Dzięki temu każdy we Francji wychodzi z liceum z przygotowaniem do świadomego odbioru informacji czy to w mediach czy na Facebooku, tak by sobie z tymi informacjami radzić. W 2017 roku siła oddziaływania rosyjskich trolli we Francji była zacznie słabsza niż w Wielkiej Brytanii podczas kampanii w sprawie brexitu czy w Stanach Zjednoczonych podczas wyborów prezydenckich. Szkoły nic nie zastąpi i o to trzeba walczyć. Po drugie ważna jest funkcja mediów publicznych, które powinny być źródłem pewnych informacji, a nie jak jest dzisiaj narzędziem wewnętrznej wojny hybrydowej przeciwko społeczeństwu. To niszczy całą logikę.
Jakie mogą być skutki tego, gdy uwierzymy w coś, co nie jest prawdą, nie zweryfikujemy tego?
Będziemy podejmować złe decyzje. Mówiąc np. w kontekście pandemii, jeżeli uwierzmy, że jest ona nieprawdą, to będziemy zachowywać się zgodnie z tym przekonaniem i zaczniemy zaniedbywać środki ostrożności. To się dzieje, fala antypandemiczna rośnie, zwiększa się liczba komunikatów z hasztagiem #pandemia_to_fake_news czy #wyjdźcie_z_matrixa_pandemii_nie_ma nie tylko w internecie, ale także w postaci murali w przestrzeni publicznej. Skutki tego mogą być tragiczne, bo odbiorca zaczyna zachowywać się irracjonalnie i to dotyczy każdego fake newsa. A takie zachowanie prowadzi do złych decyzji. To może dotyczyć np. politycznych wyborów dokonywanych w oparciu o emocje zamiast o racjonalną analizę. Podobnie jest w przestrzeni gospodarczej, np. w mechanizmach marketingu, które posługują się różnymi chwytami. Jednak to właśnie ta sfera jest objęta najliczniejszymi regulacjami. W reklamie, która ma przekonać odbiorcę do zakupu danego towaru pojawiają się pewne instrumenty skłaniające do konkretnej decyzji, ale to w reklamach posługiwanie się jawnym kłamstwem jest najmniej możliwe. To pewien paradoks, że sfera skomercjalizowana jest najbardziej uporządkowana, jeżeli chodzi o rzetelność. Ale dzisiaj reklama to tylko część, istnieje też obieg komunikacji marketingowej choćby w sieciach społecznościowych i tam już często pojawiają się fake newsy. Dlatego jeżeli ich nie weryfikujemy, to możemy podejmować błędne, często kosztowne decyzje.
W internecie pojawia się jeszcze jeden problem, każdy odbiorca staje się nadawcą. Jak wygląda rola jednostkowego nadawcy np. na Facebooku?