Mimo uczulenia wszystkich, poczynając od parlamentu, który zaostrzył kontrolę nad przebiegiem głosowania, a na obywatelach kończąc, w wyborach do sejmików wojewódzkich oddano 6,72 proc. nieważnych głosów, a więc około miliona. Tymczasem każdy niezamierzony nieważny głos to głos zmarnowany.

Czytaj także: Wybory samorządowe 2018: pierwszy społeczny monitoring głosowania

Co charakterystyczne, im wyższy szczebel samorządu, tym odsetek głosów nieważnych jest wyższy: w małych gminach – 2,32 proc., w większych 2,89 proc., w wyborach rad powiatów – 5,36 proc. a w wyborach do sejmików aż 6,72 proc. Różnice można by tłumaczyć tym, że odleglejszymi gremiami wyborcy mniej się interesują. Z drugiej jednak strony w tej kampanii wiele mówiono o sejmikach. Poza tym komitety partyjne, które zdominowały wybory, występowały zarówno w większych gminach, jak i wyborach do rad powiatów i sejmików i nie ma racjonalnego wytłumaczenia, dlaczego wyborca głosujący na daną partię na szczeblu powiatu miałby kilka sekund później oddawać nieważny głos do sejmiku.

Zjawisku nieważnych głosów trzeba się przyglądać. Na szczęście po tych wyborach wiemy, czy jest skutkiem dwóch krzyżyków czy niepostawienia żadnego, ale to nie wystarczy, gdyż w pierwszym przypadku wchodzi w rachubę dopisanie krzyżyka, a w drugim podmiana karty.

Gdyby się okazało np. w badaniach sondażowych, że nieważne głosy były skutkiem świadomych decyzji, rozszyfrowanie tych motywacji oczyściłoby podejrzenia, których przy wyborach powinno być jak najmniej. Nie muszę dodawać, o jak fundamentalną dla demokracji i wolności rzecz chodzi.