Do sukcesów 22-letniego Norwega przyzwyczajamy się od drugiego konkursu w Kuusamo. Seria trwa, wydłużyła się do pięciu wygranych, choć w Engelbergu Granerud poczuł już oddech rywali na plecach, także Polaków.
W sobotnim konkursie najgroźniejszymi dla lidera PŚ byli Stoch i trzeci na podium Słoweniec Anže Lanišek. Dzień później wydawało się, że passę norweskiego młodzieńca wreszcie przerwie Żyła, który prowadził po pierwszej serii, ale w finale wszystko wróciło do pucharowej normy: pierwszy Granerud, drugi Markus Eisenbichler, Żyła zachował trzecie miejsce.
Można tradycyjnie zrzucić część winy za ten spadek na kapryśmy szwajcarski wiatr, ale w pierwszej serii, gdy skakali Stoch, Żyła i Kubacki, podmuchy pod narty nieco im pomogły.
Jest za co chwalić niemal całą ekipę Michala Doležala: za dwa miejsca na podium, siedem w pierwszej dziesiątce, nieoficjalny (bo z treningu) rekord skoczni Stocha (146 m) i stabilną formę Andrzeja Stękały (7. i 15. w Engelbergu), z powodzeniem odzyskanego dla kadry po trzech chudych latach. Złe i dobre próby przeplatali tylko Klemens Murańka i Aleksander Zniszczoł.
Po konkursach w Engelbergu Żyła jest czwartym skoczkiem Pucharu Świata, w pierwszej dziesiątce są też Stoch i Kubacki. Drużynowo niewiele się zmienia, zwycięstwa Graneruda utrzymują Norwegów na prowadzeniu w Pucharze Narodów, Niemcy trwają na drugim miejscu, Polacy na trzecim – te reprezentacje na razie trudno będzie wyprzedzić.