Stan beznadziei trwa i trwa. Najstarsi pamiętają jeszcze sukcesy Andrzeja Bachledy-Curusia i jego brata Jana, nieco młodsi – Małgorzaty i Doroty Tlałek oraz Andrzeja Bachledy-Curusia juniora, ale dziś nawet nieodległe zwycięstwo Katarzyny Karasińskiej w klasyfikacji slalomowej Pucharu Europy wydaje się opowieścią z innej epoki.
Ta zima nie będzie lepsza, tym bardziej, że w styczniu 2019 roku firma Tauron zadeklarowała, iż ze względu na sytuację na rynku energii planuje obniżyć wydatki sponsorskie o połowę, i ofiarą tej decyzji padli alpejczycy. Kwot nie podano, ale skoro trzy zimy temu było to 2,5 mln zł rocznie, to jest czego żałować.
Polski Związek Narciarski dostał z Ministerstwa Sportu na 2019 rok 9 mln złotych – z tej puli 15 proc. poszło na narciarstwo alpejskie (skoki i biegi dostały po 30 proc., a resztę – kombinacja norweska i snowboard), więc krótka kołdra finansowa stała się jeszcze krótsza.
W tej sytuacji kadra A kobiet to dziś dwie alpejki. Pierwsza - Maryna Gąsienica-Daniel, to olimpijka z Soczi i Pjongczangu. Od czterech lat startuje od czasu do czasu w Pucharze Świata, zdobyła parę punktów. Tej zimy nie startuje, gdyż podczas wrześniowego treningu w Nowej Zelandii złamała nogę. Jest nadzieja, że wróci na stok w styczniu, do rywalizacji – może w marcu.
Drugą kadrowiczką jest Magdalena Łuczak, nastolatka (rocznik 2001), której dorosłe osiągnięcia to na razie tytuły mistrzyni Polski w slalomie i gigancie oraz jeden start w PŚ w Szpindlerowym Młynie. Trenerem głównym kadry i zarazem szkoleniowcem Gąsienicy-Daniel jest Marcin Orłowski. Młodszą alpejkę szkoli Słowak Ivan Ilanovsky, który pracował z jedną z obecnych gwiazd PŚ – Petrą Vlhovą. Oficjalnie jest trenerem polskiej kadry startującej w Pucharze Europy, ale kadra ta liczy tylko jedną osobę.