Przedświąteczny przystanek PŚ w Szwajcarii jest znany od lat – Engelberg to miejsce, w którym można już wypatrywać kandydatów do sukcesów w Turnieju Czterech Skoczni.
Duża skocznia (HS-140) u podnóża szczytu i lodowca Titlis w Alpach Berneńskich bywała dla Polaków szczęśliwa. Wygrywali na niej Adam Małysz, Jan Ziobro i Kamil Stoch, ostatnio na podium stawał Piotr Żyła. Polacy jadą do Engelbergu w żelaznym składzie: Stoch, Dawid Kubacki, Żyła, Maciej Kot, Jakub Wolny, Stefan Hula i Klemens Murańka.
Niedawne skoki w Klingenthal dały nam wiarę, że z formą jest lepiej, ale na Gross-Titlis-Schanze i w mistrzostwach Polski (26 grudnia) trzeba to potwierdzić i zasłużyć na miejsce w okrojonej ekipie na Turniej Czterech Skoczni. 28 grudnia z polskiej siódemki zrobi się szóstka, zgodnie z regułami turnieju.
Niemal wszyscy wyślą do Engelbergu najlepszych, ale są wyjątki – Japończycy zgłosili kadrę B, z liderami Pucharu Kontynentalnego Taku Takeuchim i Keiichim Sato. Lider PŚ Ryoyu Kobayashi po negocjacjach z trenerami też zapewnił sobie ten start, bo czuje rosnącą moc i chce wygrywać. Weteran Noriaki Kasai wypadł z kadry A na dłużej.
Norwegowie głównie z musu przyślą Sondre Ringena oraz Andersa Haare, gdyż Thomas Aasen Markeng po upadku w Klingenthal przeszedł operację i wiele miesięcy będzie leczył uszkodzoną łąkotkę oraz więzadła kolana. Robin Pedersen też potrzebuje zastępstwa.