Rzeczpospolita: 14 listopada 70. urodziny obchodził książę Karol. Czy rodzina królewska politycznie jeszcze coś znaczy?
Dr Marcin Łukaszewski: Brytyjska konstytucja nie ma formy jednego aktu prawnego – sprowadza się do stosowania różnego rodzaju konwenansów. Monarcha niby podpisuje ustawy, ale zgodnie ze zwyczajem nie mógłby odmówić podpisania – wywołałoby to powszechne oburzenie. Zwyczajem są też cotygodniowe spotkania z premierem; monarcha musi być informowany, co dzieje się w państwie. Ale jego rola sprowadza się raczej do wysłuchania premiera, ewentualnie zwrócenia na coś uwagi, i tyle. Rodzina królewska de facto niewiele może, nie ma politycznych narzędzi. Choć zdaje się, że książę Karol chciałby odgrywać większą rolę.
Co by na to wskazywało?
Kilka lat temu ujawniono jego korespondencję z ministrami. Zwracał w niej uwagę na pewne kwestie polityczne, że widzi je inaczej. Tyle że opinia publiczna krytycznie przyjęła „szarogęszenie się" Karola. Natomiast królowa Elżbieta II raczej stroni od polityki. Choć kiedyś, podczas wizyty w Szkocji, miała powiedzieć do tłumu – w kontekście referendum w sprawie niepodległości szkockiej – żeby dobrze się zastanowili, zanim zagłosują. Niby nic takiego, ale rozpętała się burza: „Angażuje się politycznie!" – wołano. Tak więc królowa musi uważać, co mówi, i teraz stara się być apolityczna, zazwyczaj się tego trzyma.
Kim zatem jest książę Karol, jeśli nie politykiem? Kimś w rodzaju celebryty?