Norwegia: Urzędnik wie najlepiej

Izabela Alfredson, korespondentka Polsat News z Norwegii

Aktualizacja: 23.01.2019 19:56 Publikacja: 23.01.2019 17:48

Norwegia: Urzędnik wie najlepiej

Foto: materiały prasowe

Ostatnio głośno jest o Barnevernecie, norweskim urzędzie ochrony dzieci. Z jakich powodów najczęściej odbiera on dzieci rodzicom?

Najczęściej jest to pomówienie. Osoby, z którymi rozmawiałam, często opowiadały o zupełnie błahych powodach, np. ojciec pocałował córkę w usta przed szkołą, co zostało zgłoszone jako przejaw pedofilii. Kolejna sytuacja – dziewczynka wspomniała o zabawie z tatą podczas wakacji, on udawał rekina i ugryzł ją w pupę. Takim rodzicom stawia się najcięższe zarzuty. To straszne, że pomówienia oraz opowieści niewinnego dziecka stają się przyczyną interwencji.

Jak wygląda procedura działania?

Służby potrafiły zabrać dziecko ze szkoły, a ojciec lub matka w kajdankach jechali na komisariat. Po takim zgłoszeniu rozkręcała się machina, której rodzice nie mogli zatrzymać. Innym absurdalnym przypadkiem była sytuacja małej Nikoli, której zmarła babcia. Dziewczynka była smutna, lecz szkoła uznała, że w domu dzieje się coś złego.

Kto finansuje Barnevernet?

Nie jest to instytucja państwowa. To ciekawe, bo ma status organizacji pozarządowej, a mimo to jest opłacana z publicznych pieniędzy na poziomie gmin. Co więcej, status mówi m.in., że najważniejszy dla dziecka jest rozwój, a kontakt z rodzicami nie jest sprawą priorytetową.

Przecież w Europie obowiązuje europejska karta praw i obowiązków.

W Norwegii panuje inna mentalność. To co u nas nazywane jest donosem, u nich jest obowiązkiem obywatelskim. Jeśli widzą coś niepokojącego, to dzwonią do odpowiednich służb. To co powiem, jest wyolbrzymieniem, ale w Norwegii panem życia i śmierci jest państwo. Ingerencja w życie rodziny jest duża również pod względem finansowym. Dobrym przykładem jest to, że 16-latki, które pracują, mogą uznać, że warunki życia panujące w domu im nie odpowiadają, i mogą zgłosić do lokalnego urzędu, że rodzice np. głośno słuchają muzyki lub nie pozwalają im oglądać telewizji. To już jest argument, aby przyznać nastolatkowi mieszkanie, które funduje państwo. W ten sposób ulega osłabieniu pozycja rodziny w społeczeństwie.

Co jeszcze w norweskim systemie jest kwestionowane?

Druzgocącym faktem jest to, że praktycznie każdy może być rodziną zastępczą. Owszem, są procedury, lecz nie przestrzega się ich zbyt pilnie.

Ostatnio głośno jest o Barnevernecie, norweskim urzędzie ochrony dzieci. Z jakich powodów najczęściej odbiera on dzieci rodzicom?

Najczęściej jest to pomówienie. Osoby, z którymi rozmawiałam, często opowiadały o zupełnie błahych powodach, np. ojciec pocałował córkę w usta przed szkołą, co zostało zgłoszone jako przejaw pedofilii. Kolejna sytuacja – dziewczynka wspomniała o zabawie z tatą podczas wakacji, on udawał rekina i ugryzł ją w pupę. Takim rodzicom stawia się najcięższe zarzuty. To straszne, że pomówienia oraz opowieści niewinnego dziecka stają się przyczyną interwencji.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Społeczeństwo
ReImagine TALKS. Rozmowa o migracji z Antóniem Vitorino
Społeczeństwo
Po zamachu w Moskwie: rosyjska prowincja nienawidzi stolicy
Społeczeństwo
Rekordowa sprzedaż leków w rosyjskich aptekach. Na co masowo leczą się Rosjanie?
Społeczeństwo
Szybko nasila się spór o aborcję w Niemczech
Społeczeństwo
Komisją Statusu Kobiet ONZ pokieruje państwo, gdzie żona ma być posłuszna mężowi