Jeden zastrzyk kosztuje od 50 do 100 dolarów. W jego składzie dominuje głównie wyciąg z żeń-szenia, do niego dokładana jest także mieszanka witamin. W Korei Południowej zdarza się, że rodzice fundują swoim dzieciom kuracje takimi specyfikami, ponieważ wierzą, że zastrzyki przyspieszają pracę ich mózgów.

Najmłodszych oczywiście nikt nie pyta o zdanie. Zresztą połączenie igieł, strzykawek i jakiegokolwiek ukłucia wywołuje strach nie tylko u dzieci. Kto chce osiągać więcej niż pozostali, musi zgodzić się na każde cierpienie. To, według najnowszej południowokoreańskiej mody, uszlachetnia działanie głowy.

W centrum Seulu kilka prywatnych klinik dołączyło do oferty zastrzyki dla mózgu. Ich działanie ma być krótkotrwałe, porównywalne z efektem uzyskiwanym dzięki kofeinie. Kuracja musi zatem być powtarzana, a rodzice twierdzą, że najlepiej, jeżeli kolejną porcję żeń-szenia przyjmuje się przed klasówką lub trudną pracą domową.

Być może bardziej działa świadomość, że coś się dla dzieci robi niż sam skład specyfiku. W Korei Południowej - podobnie jak przed laty w Japonii - panuje ogromna presja na wynik uzyskiwany podczas całego procesu edukacji. Od najmłodszych lat uczniowie przechodzą cykliczne piekło egzaminów, po lekcjach posyła się ich na korepetycje i rozmaite zajęcia dodatkowe. Dorosła praca także rządzi się podobnymi prawami, dlatego coraz częściej młoda generacja nazywa swój kraj "piekielną Koreą" i zastanawia nad sposobem wyrwania się z tego błędnego koła.