Zaprzysiężenie sędziów SN (czemu nie w nocy, jak dawniej z Trybunałem Konstytucyjnym?) to kolejny dowód, że strona rządowa idzie na zwarcie z instytucjami europejskimi. Dla prezydenta ani jego kancelarii nie powinno być tajemnicą, że Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wkrótce podejmie pierwsze decyzje w sprawie przemeblowań w polskim sądownictwie. Choćby z tego powodu wypadało czekać z zaprzysiężeniem nominatów Krajowej Rady Sądownictwa, której pozycję się kwestionuje. Jeśli sędziowie TSUE nie byli pewni, czy powinni się śpieszyć z decyzjami – lepszego dowodu nie potrzebują.
Czytaj także: Duda powołał nowych sędziów SN. Wbrew NSA
Nowi sędziowie już w Sądzie Najwyższym
Mleko się jednak rozlało. Mamy 27 nowych sędziów SN. A w tej grupie: szefową szkoły sędziów i prokuratury, której kandydatura mogłaby nie spełniać wymogów formalnych, gdyby w ostatniej chwili nie zmieniono przepisów; kandydata, za którym osobiście lobbował w KRS sam minister sprawiedliwości – owszem, członek tej rady, jednak dotąd głównie nieobecny na jej posiedzeniach. ?W środę prezydent Duda powołał też jego faworyta, skądinąd dobrego cywilistę, co mogłoby świadczyć o zażegnaniu konfliktu między prezydentem a ministrem, niegdyś bliskimi współpracownikami.
Przez konkurs KRS przeszedł, ale sędzią nie został, prof. Aleksander Stępkowski, współtwórca instytutu Ordo Iuris, jeszcze niedawno wiceminister spraw zagranicznych. Powodów nie znamy, więc trudno spekulować, czy poszło o to, że kandydat w kwestionariuszu dla KRS podał, że miał dwa obywatelstwa: polskie i brytyjskie, i tego drugiego już się zrzekł, ale potem dodał, że nie wie, czy procedura dobiegła końca. Swoją drogą ciekawe, że poddany królowej Elżbiety II mógł być wiceszefem dyplomacji.