Wniosek o kontrolę konstytucyjną przepisów o wyborze prezesa TK złożyły PO i Nowoczesna po tym, gdy 11 sierpnia TK uznał za niekonstytucyjne kilkanaście przepisów ustawy o Trybunale z 22 lipca. Wówczas jednak nie zakwestionował zapisu o liczbie kandydatów na prezesa i wiceprezesa Trybunału, przedstawianych prezydentowi przez Zgromadzenie Ogólne TK.
Już wtedy sędzia Piotr Tuleja powiedział, że „widzi tu problem konstytucyjny", gdyż ustawodawca nie może dowolnie regulować kompetencji Zgromadzenia Ogólnego TK w tym zakresie.
Zgodnie więc z obowiązującą ustawą po trzech kandydatów na prezesa i wiceprezesa wybiera Zgromadzenie Ogólne złożone z co najmniej 10 z 15 sędziów. Każdy sędzia ma tylko jeden głos i może głosować tylko na jednego kandydata (art. 16 ust. 7). Kandydatami zostają sędziowie, którzy uzyskali kolejno największą liczbę głosów. Obrady zwołuje się między 30. a 15. dniem przed upływem kadencji prezesa.
To oznacza, że kandydaci powinni być wybrani na przełomie listopada i grudnia, ponieważ kadencja Andrzeja Rzeplińskiego kończy się 19 grudnia. Gdyby więc trzech „pełnoprawnych sędziów" z rekomendacji PiS zgodnie zagłosowało, mogłoby przedstawić swego kandydata, a prezydent go wybrać.
Dwa tygodnie temu prezes Rzepliński zaprezentował w prasie inną koncepcję wyboru kandydatów, wyraźnie sprzeczną z obecną ustawą. Według niego sędziowie TK powinni kolejno głosować za poszczególnymi kandydatami i każdy musi dostać minimum osiem głosów, gdyż powinien cieszyć się poparciem większości sędziów TK. Podobnej argumentacji użyto we wnioskach PO i Nowoczesnej. Wskazano, że zaskarżone przepisy wprowadzają niekonstytucyjne rozwiązanie, które daje możliwość przedstawienia prezydentowi osoby, która nie cieszy się poparciem większości sędziów TK, a nawet takiego, który zgłosi się sam i zagłosuje na siebie.