Sprawa wymaga przejrzystego i uczciwego zbadania i ewentualnie osądzenia, także czy nadzór ministra był właściwy. Nie tracę nadziei, że sędzia Piebiak, który mimo silnego oporu dużo jako wiceminister robił dla reformy sądów czy komorników i egzekucji, jest niewinny i oczyści się z podejrzeń. Nawet jednak wtedy cień afery będzie na dłużej ciążył nie tylko na nim, bo też nad sądami.
Tu narzuca się pytanie o rolę sędziów w strukturach władzy wykonawczej, i szerzej o ich polityczną aktywność. Dość powiedzieć, że w do samego Ministerstwa Sprawiedliwości delegowano ok. 150 sędziów. Większość pełni urzędnicze funkcje, ale jako podwładni ministra tworzą, a przynajmniej ocierają się o politykę. Nie mam złudzeń, że musi się ona udzielać im oraz ich sędziowskiemu otoczeniu. A chcielibyśmy, by sędzia był od polityki jak najdalej. Mamy ok. 100 tys. prawników. Dlaczego tam nie szukać urzędników dla MS? Gdyby doświadczenie sędziowskie było nieodzowne, można by zamawiać u nich np. ekspertyzy, opinie czy zapraszać na konferencje.
Drugim generatorem upolitycznienia niektórych sędziów mogą być moim zdaniem stowarzyszenia sędziowskie. Jeżeli jest stowarzyszenie, to z natury rzeczy są jego działacze i uprawianie swego rodzaju polityki, choćby quasi-związkowej. Działalności związkowej, nie mówiąc o politycznej, zakazuje sędziom konstytucja w art. 178.
Wątpię jednak, czy te uwagi przebiją się do kampanii wyborczej. Ale ten problem – owszem, nie jedyny – będzie się przypominał.
Bo albo jest się sędzią, albo się politykuje.