Autorowi pytań nie chodzi bynajmniej o uzyskanie potwierdzenia takiej możliwości. Wprawdzie zakwestionowanie ważności powołań „starych" sędziów SN teoretycznie pozbawi ich prawa do występowania przed TSUE, ale podważenie przy okazji legitymacji do orzekania większości sędziów RP to już tak atomowe rozwiązanie, że praktycznie wyprowadziłoby Polskę z UE, czego PiS nie byłby w stanie obronić politycznie. Sam Kamil Zaradkiewicz nic by wtedy nie uzyskał poza stwierdzeniem, że niemal wszyscy polscy sędziowie pozostają powołani w jakimś zakresie nielegalnie. Ryzykowałby zaś przesądzenie możliwości jego usunięcia w razie jakiegoś przyszłego uznania wad procedury naboru. Istotą całego wniosku dr. hab. Kamila Zaradkiewicza jest rozpaczliwa (w kontekście pytań SN, uzasadnienia wyroku TSUE z 24 czerwca 2019 r. i treści opinii jej rzecznika z 27 czerwca 2019 r.) chęć otrzymania z rąk Trybunału Konstytucyjnego certyfikatu własnej nieusuwalności – w formie stanowiska, że jakiekolwiek wady konstytucyjne czy formalne nie podważają aktu nominacji prezydenckiej (bo ta nie może być badana) i nie jest też możliwe uznanie nieważności orzeczenia takiego sędziego.
Będzie wola – będzie wyrok
Autor zmierza też do zawieszenia przez Trybunał Konstytucyjny w drodze postanowienia zabezpieczającego postępowań dotyczących kontroli procesów nominacyjnych do Sądu Najwyższego, w tym zablokowania rozpoznania przez Trybunału Sprawiedliwości UE pytań prejudycjalnych Sądu Najwyższego (nie wydaje się, aby zostało to uwzględnione przez Trybunał w Luksemburgu, skoro pytania zostały już tam wysłane, a intencja podjętych teraz działań aż kłuje w oczy). Atomowa otoczka pytań do TK ma dodatkowo przykryć ów wniosek o udzielenie zabezpieczenia poprzez zawieszenie postępowań przed Sądem Najwyższym.
Biorąc pod uwagę sytuację w Trybunale Konstytucyjnym, nie ma wątpliwości, że jeśli tylko zapadnie stosowna wola polityczna, sędziowie Trybunału wydadzą werdykt zgodny z potrzebami partii rządzącej czy też niezwłocznie oczekiwane przez Kamila Zaradkiewicza postanowienie zabezpieczające. Trudno nawet komentować oburzenie Julii Przyłębskiej na sformułowany niedawno przez pierwszą prezes SN, zasadny zarzut nadmiernej spolegliwości obecnego TK wobec polityków partii rządzącej. Pomijając ostatnią wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego o swoim „odkryciu towarzyskim", od czasu objęcia przez Julię Przyłębską fotela prezesa TK statystycznie nie zapadło jeszcze w sprawie istotnej dla PiS żadne niekorzystne orzeczenie Trybunału. Rzecz się bowiem każdorazowo sprowadzała wyłącznie do arbitralnego doboru przez prezes TK odpowiedniego składu orzekającego, na tyle wyselekcjonowanego, by „nie zawiódł".
Wbrew swej intencji, Kamil Zaradkiewicz nie utrzyma jednak legalizacji własnego pobytu w Sądzie Najwyższym z perspektywy prawa europejskiego. Orzeczenia wydane przez sędziów powołanych z udziałem neo-KRS (w tym też uchylające wyroki Sądu Najwyższego) nieuchronnie zderzą się z kolejnymi pytaniami prejudycjalnymi sądów powszechnych o ich skuteczność i znaczenie z punktu widzenia prawa UE.
Przy dalszych wyrokach Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dojdzie więc do zakwestionowania na tej podstawie niezależności Rady, legitymacji nowych nominatów do orzekania oraz ważności ich decyzji. Nie można być sędzią polskim i nie być europejskim. Wyjątkowo wdzięcznym polem do podobnych pytań będą też np. wyroki asesorów.
Zmiany ad hoc
W takim kierunku pośrednio już poszły ostatnie pytania SN do TSUE z 21 maja 2019 r. w sprawie sygn. III CZP 25/19. Forsując zaś brak jakiejkolwiek kontroli nad prerogatywą nominacyjną Prezydenta RP, ryzykuje się to, że kolejny piastun tego urzędu w niekontrolowalny już sposób zechce uznać nieskuteczność powołań sędziowskich swojego poprzednika albo... przymusowo powołać nominatów na niższe stanowiska sędziowskie. Że będzie to sprzeczne z ustawą zasadniczą? A kto to wtedy stwierdzi i w jakim trybie?