Z wnioskiem o uchylenie immunitetu wystąpiła prokuratura, która chciała przedstawić sędziemu Łączewskiemu zarzut doniesienia o przestępstwie, którego nie było oraz składania fałszywych zeznań. Chodzi o głośną sprawę rzekomego włamania na konto, które sędzia Łączewski miał prowadzić pod fikcyjnym nazwiskiem na Twitterze. Właściciel konta krytykował władzę i zaproponował rozmówcy, którego wziął za redaktora naczelnego „Newsweeka" Tomasza Lisa, „zmianę strategii". Partie rządzącą opisał: "chłopcy w krótkich spodenkach chcą sobie wziąć kałasznikowy i bawić się nimi po pijanemu". Następnie zdradził swoje personalia i wyjawił chęć spotkania. Gdy to wyszło na jaw sędzia Łączewski zawiadomił prokuraturę. Twierdził, że nie wyklucza, iż ktoś włamał się na jego konto.
Czytaj też: Sędzia Łączewski stanie przed sądem za fałszywe zeznania i doniesienie o przestepstwie, którego nie było?
Prokuratura umorzyła śledztwo ws. włamania powołując się na opinię biegłego, że nie było włamania. Chciała jednak postawić zarzuty samemu sędziemu za doniesienia o przestępstwie, którego nie było, i o działanie na szkodę interesu publicznego przez funkcjonariusza publicznego.
Decyzja o umorzeniu zapadła na niejawnym posiedzeniu Sądu Dyscyplinarnego. Jak poinformował rzecznik prasowy Sądu Apelacyjnego w Krakowie Tomasz Szymański, powodem umorzenia było niedopuszczalne połączenie ról procesowych: ten sam prokurator prowadził sprawę, w której sędzia Łączewski miał usłyszeć zarzuty i w sprawie, w której był pokrzywdzonym.
- Było to tzw. umorzenie formalne, które nie zamyka drogi do ewentualnego złożenia ponownego wniosku o uchylenie immunitetu. Sąd nie oceniał bowiem, czy są przesłanki do uchylenia immunitetu, czy nie ma, a tylko uznał wniosek prokuratury za wadliwy od strony formalnej - wyjaśniał rzecznik.