Po burzliwych niemal czterech latach reform kadrowych w Trybunale Konstytucyjnym, Krajowej Radzie Sądownictwa i Sądzie Najwyższym przychodzi czas rewolucję w sądach powszechnych. Zostały już znacząco podporządkowane ministrowi sprawiedliwości. Wprowadzone uregulowania pozwoliły mu dokonać wymiany na najważniejszych stanowiskach prezesów sądów. Teraz czas na ostatni akord – zmiany pośród sędziów liniowych w sądach powszechnych.
Czytaj także: Wielka reforma sądów powszechnych: sędziowie pokoju zamiast sądów apelacyjnych
Wielokrotnie pisałam o potrzebie zmian w sądownictwie, ale przedstawiona ostatnio wizja przerosła nawet moją wyobraźnię.
Likwidacja sądów apelacyjnych
Z przedstawionych założeń wynika, że zmiany mają polegać na likwidacji sądów apelacyjnych, okręgowych i rejonowych. W ich miejsce mają powstać sądy regionalne i okręgowe. Jednocześnie wszyscy sędziowie mają mieć taki sam status: sędziów sądów powszechnych, i rotacyjnie orzekać w sądach okręgowych i regionalnych. Mają też w sprawach określanych jako drobne orzekać nieprawnicy – sędziowie pokoju. Od ich decyzji jest przewidziane odwołanie do sądu. W sądach mają także działać rady i oceniać pracę sędziów, opiniować kandydatów na sędziów, rozpoznawać skargi obywateli czy żądać wszczynania postępowań dyscyplinarnych.
Skutki zmian
Podjęcie decyzji o wprowadzeniu tak daleko idących zmian w strukturze sądownictwa jest karkołomnym przedsięwzięciem politycznym, zwłaszcza przed wyborami. Oznacza bowiem wysokie prawdopodobieństwo wielkiego chaosu i reorganizacji biegu w milionach postępowań sądowych. Przypomnijmy tylko, że do sądów wpływa ok. 15 mln spraw rocznie, zaległość sądowa co roku się powiększa. Wszystkie te sprawy są już dziś przypisane do konkretnego sądu, wydziału, repertorium, sędziego. Wszystkie czynności związane z rejestracją spraw, wprowadzeniem do repertoriów, przydziałem wykonują już i tak bardzo obciążeni urzędnicy sądowi. Reorganizacja sądów to będzie armagedon!