– Kontrola konstytucyjności, sprawowana bezpośrednio przez sądy, może mieć fundamentalne znaczenie dla obrony praw i wolności obywateli – podkreślali w piątek w Katowicach uczestnicy konferencji „Sędzia a konstytucja. Kryzys sądownictwa konstytucyjnego a rozproszona kontrola zgodności prawa z Konstytucją".
Do tej pory, kiedy pojawiały się wątpliwości co do konstytucyjności przepisów, sąd odraczał sprawę i kierował pytanie do Trybunału Konstytucyjnego. Dopiero po jego wyroku proces był kontynuowany. Teraz sędziowie sądów powszechnych: rejonowych, okręgowych, apelacyjnych, administracyjnych (w tym Naczelnego Sądu Administracyjnego) oraz Sądu Najwyższego są namawiani do kontrolowania konstytucyjności przepisów. Dlaczego? Rośnie liczba nowych przepisów, a także wątpliwości co do ich zgodności z konstytucją. Tymczasem TK, który jest uprawniony do ich badania, praktycznie jest sparaliżowany.
– Po długich miesiącach oczekiwania na to, by proces w ogóle ruszył, obywatel ma prawo spodziewać się szybkiego rozstrzygnięcia. Nie może latami czekać na wyrok TK – tłumaczy prof. Adam Strzembosz.
Weźmy np. sprawę głośnej ostatnio ustawy o wycince drzew. Pojawiają się wątpliwości co do jej zgodności z konstytucją. Co ma zrobić sąd, do którego trafi np. sprawa nielegalnej wycinki. Ma dwa wyjścia: albo latami czekać na wyrok TK, albo samemu zdecydować o konstytucyjności konkretnego przepisu. Chodzi o tzw. rozproszoną kontrolę konstytucyjności. Może ona złagodzić kryzys konstytucyjny, ale przede wszystkim ochronić prawa obywateli.
Co może oznaczać w praktyce? Sceptycy twierdzą, że w orzecznictwie zapanuje chaos – pojawiać się będą różne rozstrzygnięcia w podobnych sprawach. Jedne sądy mogą uznawać konkretny przepis za zgodny z konstytucją i innymi ustawami, a inne – nie.