Prof. Lech Garlicki: To nie jest czas na prawdziwe reformy

Sądy walczą o przetrwanie. By to zmienić, musi być inny kontekst polityczny. Likwidacja Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i przywrócenie starej formuły KRS nie budzą wątpliwości konstytucyjnych – ocenia prof. Lech Garlicki.

Aktualizacja: 24.02.2020 06:25 Publikacja: 23.02.2020 21:38

Lech Garlicki

Lech Garlicki

Foto: materiały prasowe

Jak sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku patrzy na dzisiejsze funkcjonowanie tego organu?

To Trybunał po przejściach. W latach 2015–2016 był niszczony, a uchwalane wtedy ustawy miały pozbawić go możliwości działania. Przywrócono ją dopiero, gdy zmieniono kierownictwo TK. Ale pojawiło się pytanie, czy w tym nowym politycznie wydaniu Trybunał nie utracił woli wykonywania swoich funkcji.

Czytaj także: Nowa rola Trybunału Konstytucyjnego

Utracił?

Trybunał wszedł w rok 2017 z obciążoną hipoteką wylanych na niego pomyj, zarzucano mu też, że w odnowionym składzie utracił polityczny dystans wobec nowej władzy. Osłabiło to wiarygodność TK, bo organ sądowy nie tylko musi wydawać sprawiedliwe orzeczenia, ale też musi to czynić w sposób przekonujący o jego niezawisłości i bezstronności. W tej sytuacji było to zadanie bardzo trudne, szybko zresztą okazało się, że właściwie we wszystkich politycznie istotniejszych sprawach wyroki TK nie odbiegały od oczekiwań władzy.

Może reformy są tak dobre, że nie naruszają konstytucji?

Oczywiście, nie można TK odmawiać pewnej swobody w wykładni konstytucji ani wykluczać, że zmiany składu sędziowskiego – dokonywane przecież przez Sejm – mogą powodować zmiany linii orzeczniczej. Ale nastąpił zbieg kilku czynników: wiarygodność TK była już istotnie osłabiona, a polityczny wydźwięk jego nowych wyroków był wyraźnie jednokierunkowy. Nawet gdyby umiano wyroki te uzasadnić w sposób prawniczo najdoskonalszy, trudno byłoby rozwiać przekonanie, że coś jest nie tak. Także całokształt sytuacji w TK budził kontrowersje, co – czasem zupełnie niepotrzebnie – otwierało nowe pole krytyki.

Przykłady?

Istotnej zmianie uległ styl pracy kierownictwa TK. Na wielomiesięczny urlop bez możliwości udziału w pracach TK wysłano wiceprezesa Stanisława Biernata, wobec dalszych trzech „starych" sędziów prokurator generalny podniósł zarzut nieważności ich wyboru, co dało pretekst do odsunięcia ich od orzekania w kilku ważnych sprawach i mogło wpłynąć na ich wynik. Przez trzy lata, do końca kadencji tych sędziów, TK nie rozpoznał ich sprawy. Dość szybko rozstrzygnięto natomiast sprawę dotyczącą ważności wyboru trzech „nowych" sędziów w 2015 r. W składzie pięcioosobowym (przy jednym zdaniu odrębnym) TK uznał, że ich wybór nie naruszył konstytucji.

A dwóch z pozostałej czwórki to tzw. dublerzy.

No, właśnie. Gdyby tę piątkę ukształtować inaczej, to odpadłby zarzut – morderczy dla wiarygodności TK – że „sporni sędziowie" orzekali we własnej sprawie. Wiarygodności nie służyła też nieznana wcześniej praktyka zmian składów orzekających już w trakcie rozpoznawania sprawy i pojawienie się grupy „spraw zamrożonych", które nie były rozpoznawane w normalnym tempie. Dotyczy to np. tzw. sporu kompetencyjnego w sprawie zastosowania przez prezydenta prawa łaski m.in. wobec Mariusza Kamińskiego.

O czym to świadczy?

Nie wchodzę tu w analizę poszczególnych wyroków czy praktyk działania. Nie ulega jednak wątpliwości, że w swym całokształcie było to kontrproduktywne wobec konieczności odzyskiwania wiarygodności przez TK i mogło tworzyć wrażenie, że Trybunał nie umie lub nie chce zachować dystansu wobec władzy politycznej, zwłaszcza wobec prokuratora generalnego. Nie dodaje mu to autorytetu. Czasem zresztą mówi się, że naprawdę istnieją dwa trybunały.

Jak to?

Jedno oblicze TK ujawnia się w sprawach politycznie istotnych – i tu kumulują się te grzechy, o których mówiłem. Oblicze drugie to sprawy bez konotacji politycznych – i tu w zasadzie mamy kontynuację dawnej linii orzeczniczej. Bez znaczenia, czy orzekali sędziowie starzy czy nowi. Tu nie ma utraty wiarygodności, ale czy to wystarczy, by nadal uznawać TK za „kompletny" sąd konstytucyjny?

A gdy nałożymy na to ujawniane w mediach doniesienia o zażyłości prezesa TK z prezesem partii rządzącej?

To jedna z wielu ilustracji, czego należy unikać.

Wspólne kolacje prezes TK z prezesem partii w jej mieszkaniu byłyby do wyobrażenia w innej konfiguracji osobowej?

O ile wiem, prezes TK Marek Safjan nie bywał u premiera Jerzego Buzka ani na odwrót – choć oczywiście się znali i widywali na różnych uroczystościach. To kwestia umiejętności trzymania dystansu. Gdy czasy są spokojne, a nikt Trybunałowi nie zarzuca działania na zamówienie czy braku niezawisłości, może być więcej miejsca na takie kontakty – zwłaszcza gdy jednocześnie TK nie orzeka po myśli rządzących. Przecież myśmy, w czasie gdy większość w Sejmie miał SLD, orzekli o niekonstytucyjności niejednej ustawy, na której rządowi zależało. A w 1998 r. TK – gdzie zasiadała już większość sędziów wyłonionych przez AWS – orzekł niemal jednogłośnie o niekonstytucyjności ustawy wprowadzającej odpowiedzialność sędziów za już przedawnione delikty dyscyplinarne.

Na czym zależało I prezesowi SN prof. Adamowi Strzemboszowi. Temat wojen między SN i TK nie jest nowy.

Owszem. Zwłaszcza stosunki TK z prof. Strzemboszem jako I prezesem SN bywały szorstkie, odegrał on zresztą niemałą rolę w przeforsowaniu słabej wersji skargi konstytucyjnej czy odebraniu TK kompetencji do ustalania powszechnie obowiązującej wykładni ustaw, choć dziś nie trzeba tego chyba żałować.

Gdy mowa o prof. Strzemboszu, wytyka mu się dziś naiwną wiarę, że sądownictwo samo się oczyści.

I w dużej mierze się oczyściło. Sędziów o złej sławie dawno już w sądach nie ma. Przeszli na emerytury lub do innych zawodów. A gdy chodzi o SN, to właśnie prof. Strzembosz dokonał jego zasadniczej przebudowy personalnej. Niemal wszyscy sędziowie Izby Karnej oraz Izby Pracy musieli odejść, uratowała się właściwie tylko Izba Cywilna. Ale tych zmian dokonano w majestacie prawa: zmieniono konstytucję, a nie próbowano ją obchodzić w drodze ustaw zwykłych.

Premier Morawiecki mówi, że młodzi sędziowie czerpią wzorce z komunistycznych i dlatego sądy trzeba reformować.

Pana premiera też ktoś uczył. I musiał to być ktoś, kto swoją pozycję i tytuły naukowe uzyskał w dawnym ustroju. Jarosław Kaczyński robił doktorat u prof. Stanisława Ehrlicha, który w tamtym okresie był już bardziej liberalnie nastawiony, ale trudno negować jego powiązania z systemem komunistycznym. Więc nie idźmy tą drogą, bo wpadniemy w spiralę nonsensu.

Jarosław Kaczyński był doktorantem prof. Ehrlicha, gdy zamiast trójpodziału władz mieliśmy system jednolitości władzy państwowej. Czy widać coś z tego w wizji świata prezesa PiS?

Prof. Ehrlich na własnej skórze doświadczył, co to znaczy władza bolszewicka. Oczywiście już jej wtedy nie kochał, ale widać, że potrafił dobrze tego nauczyć swoich doktorantów.

Wróćmy do TK: czy orzekanie w nim osób wybranych na zajęte miejsca ma znaczenie dla oceny działalności tego organu?

Ma znaczenie prawne, ale też w coraz większej mierze historyczne. Koniec końców problem rozwiążą upływające kadencje sędziów. Okazało się też, że sposób przejmowania politycznej kontroli nad SN zagroził jeszcze wyraźniejszymi naruszeniami konstytucji. Najpierw próbowano go całkiem rozpędzić, potem usunąć tylko starszych sędziów, potem skoncentrowano się na dodawaniu nowych izb i sędziów. Ale w SN nadal jest wielu młodszych sędziów. Ma on też silne podparcie w systemie sądów powszechnych, więc skala politycznej absorbcji musi być znacznie trudniejsza. TK jest mniejszy, a jego sędziowie kadencyjni, zaś sytuacja, gdy TK nie może działać, nie niepokoi władzy, bo nikt jej nie mówi, że narusza konstytucję. Toteż zneutralizowanie lub przejęcie TK było konieczną przesłanką dla dokonywania zmian w sądownictwie. Zaś sądów nie można zneutralizować, bo gdy nie działają – nie działa państwo w tysiącach spraw zwykłych ludzi. Przedsmak tego chaosu zaznacza się obecnie.

Znaleźliśmy się w stanie dualizmu prawnego. Mamy instytucje państwowe, które się nawzajem nie uznają. Izba Dyscyplinarna SN została uznana za nie-sąd, ale orzeka. Izba Kontroli Nadzwyczajnej, kwestionowana tą samą uchwałą, wstrzymała się od orzekania.

To przykład uzyskania kiełkującej legitymacji i postawienie się w opozycji do Izby Dyscyplinarnej, która niczego sobie nie wykiełkowała. Może dlatego, że kto inny miał decydujący wpływ na obsadę Izby Kontroli Nadzwyczajnej, a kto inny – Izby Dyscyplinarnej?

Czy to się jeszcze da odkręcić?

Obecny los sądownictwa to realizacja dyrektyw osób trzymających władzę. Dopóki kontekst polityczny się nie zmieni, można to hamować, powstrzymywać, mogą być interwencje z zewnątrz, ale to niczego nie zmieni. Zmianę mogą zapoczątkować nadchodzące wybory, wiele jednak wskazuje, że nastąpi ona później, drogą pozawyborczą.

Sądy, przez lata niewydolne, nie potrzebują zmiany?

Z moich obserwacji w TK i w Strasburgu wynika, że zasadniczy żal do sądów jest o długotrwałość procesów. Pomijając przykład Włoch, w wielu krajach „starej" czy „nowej" Europy sobie z tym poradzono. Tylko nie u nas – może poza sądami administracyjnymi. W sądach zawsze ktoś jest niezadowolony – jeden wygrywa, drugi przegrywa. U nas jednak za długo to trwa. Ludzie mają sprawy biznesowe, rodzinne, o własność, spadki, a sąd mnoży problemy i następny termin wyznacza za kilka miesięcy. Dlatego dzisiejsze reformy sądów cieszą się takim poparciem – mimo że niczego nie reformują, a tylko niszczą niezawisłość sędziowską.

Ale jakoś pomóc sądom trzeba. Jak?

To nie jest czas na prawdziwe reformy. Sądy walczą o przetrwanie. Najpierw musi się zmienić kontekst polityczny albo politycy muszą ulec łasce oświecającej i zrozumieć, że niszczenie sądów ma tragiczne skutki. Trzeba najpierw rozwiązać najbardziej drastyczne kwestie, jak zmianę składu KRS i pozbycie się obecnej Rady.

Podniesie się krzyk, że nastąpi przerwanie kadencji KRS.

Skoro poprzednią też się przerwało, to nastąpi wymagana konstytucyjnie konwalidacja tamtej sytuacji. Wątpliwości konstytucyjnych nie powinna też budzić likwidacja Izby Dyscyplinarnej w SN. To wykonanie orzeczeń TSUE i SN.

Nie powinno być sądu dyscyplinarnego?

Taka izba w SN mogłaby być dopuszczalna, gdyby nie to, że osobą mającą bardzo silny wpływ na jej skład był minister sprawiedliwości, a nowe przesłanki odpowiedzialności dyscyplinarnej kolidują z zasadą niezawisłości. Ale klocków tej reformy nie można oceniać pojedynczo. Dopiero ich połączenie prowadzi jakby do reakcji jądrowej, bo wszystko wybucha, ulegając niekontrolowanemu zniszczeniu.

Czy Sejm może mieć wpływ na powołanie sędziów do KRS?

To ryzykowne. W Europie są różne modele trzymające standard TSUE, bo w praktyce funkcjonują, nie budząc wątpliwości. Ważne, czy organ może wykonywać swoje funkcje tu i teraz – być niezależnym od polityki i oceniać kandydatury na sędziów z punktu widzenia moralności i niezawisłości. Dziś w Polsce mamy ekstremum – prawo dało politykom możliwość wyboru „sędziowskich" członków KRS, a praktyka dała ministrowi sprawiedliwości istotny wpływ na wyłonienie kandydatów. Tak upolityczniona KRS nie jest w stanie pokazać, że może wykonywać konstytucyjne zadania. Znaczy to, że system nie działa.

Szef KRS idzie na galę jednej z gazet i oklaskuje prezesa rządzącej partii odbierającego tytuł Człowieka Roku.

To kolejna niepotrzebna sytuacja. Jakby chciał skrzywdzić ten organ. Nie siebie, ale Radę. Nie wydaje się, by Rada mogła odbudować swą wiarygodność bez powrotu do dawnej formuły – lub zbliżonej, ale bez możliwości wybierania sędziów przez Sejm.

W trybunale od niedawna orzekają Krystyna Pawłowicz i Stanisław Piotrowicz. Jak pan widzi ich przyszłość w TK?

Prof. Pawłowicz trochę znam z dawnych czasów z uniwersytetu. W parlamencie robiła już wrażenie kogoś zupełnie innego. Ale nie o to przecież chodzi. Obie nominacje dotyczą osób stanowiących swego rodzaju symbol zmian w sądownictwie, a teraz mają – w TK – badać zgodność tej zmiany z konstytucją. To nie posłuży odbudowie wiarygodności TK, bo zasiadać w nim powinny takie osoby jak trzeci ostatnio mianowany sędzia – były dziekan jednego wydziałów prawa, a nie kontrowersyjny polityk.

Jak sędzia Trybunału Konstytucyjnego w stanie spoczynku patrzy na dzisiejsze funkcjonowanie tego organu?

To Trybunał po przejściach. W latach 2015–2016 był niszczony, a uchwalane wtedy ustawy miały pozbawić go możliwości działania. Przywrócono ją dopiero, gdy zmieniono kierownictwo TK. Ale pojawiło się pytanie, czy w tym nowym politycznie wydaniu Trybunał nie utracił woli wykonywania swoich funkcji.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów