O upadku autorytetu sądów i prawa

Zaufanie do sądów spadnie znacząco, a co za tym idzie, również szacunek dla samego prawa. Wzrost agresji, przemocy, brak szacunku dla drugiego człowieka jest dostrzegalny nie tylko w atakach na posłów czy dziennikarzy, ale także w sali sądowej.

Aktualizacja: 07.01.2018 06:28 Publikacja: 06.01.2018 15:25

O upadku autorytetu sądów i prawa

Foto: Adobe Stock

Koniec roku zawsze skłania do refleksji. Wyjątkowo w historii Polski ten rok kończy się dosłownie trzęsieniem ziemi w sądach powszechnych, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Nie da się budować dobrych praktyk w sądzie w atmosferze nieufności, czystek i podważania stabilności systemu prawa.

Wydarzenia te położą się cieniem na relacjach między sędziami i profesjonalnymi pełnomocnikami. Zmieni się również zapewne stosunek obywateli do sądów i przedstawicieli zawodów zaufania publicznego. Można prognozować, że znacząco spadnie zaufanie do sądów, a co za tym idzie, również szacunek dla samego prawa. Upadek autorytetu sądów będzie miał przełożenie na obniżenie się kultury przestrzegania prawa przez obywateli. Wzrost agresji, przemocy, braku szacunku dla prawa i drugiego człowieka jest dostrzegalny nie tylko w atakach na posłów czy dziennikarzy, ale także w sali sądowej.

Groźny precedens

Najbardziej groźne dla demokratycznego państwa prawa jest podważenie dwóch filarów, jakimi do tej pory były nieusuwalność sędziów oraz stabilność systemu prawnego. Ustawą zwykłą, obchodząc konstytucyjną zasadę nieusuwalności sędziów, wkrótce z Sądu Najwyższego może zostać usuniętych ok. 40 proc. sędziów. Również pierwsza prezes Sądu Najwyższego, mimo że zgodnie z konstytucją została wybrana na sześcioletnią kadencję.

Podobny los spotka sędziów – członków Krajowej Rady Sądownictwa. W ten sposób zostanie podważona podstawowa gwarancja sędziowskiej niezawisłości, tzn. nieusuwalność. Precedens ten otworzy zresztą nieograniczoną także w przyszłości możliwość dowolnego skracania kadencji oraz usuwania również nowo wybranych niewygodnych sędziów ustawą zwykłą.

Skarga nadzwyczajna – broń atomowa

Równie destrukcyjny dla polskiego systemu prawnego może się okazać instrument skargi nadzwyczajnej. Skarga ta ma być remedium na niesprawiedliwość w polskich sądach. Zwłaszcza bowiem politykom trudno zaakceptować niekorzystne dla nich orzeczenia. Problem polega na tym, że nikt jak dotąd nie przeprowadził żadnych badań, ile orzeczeń z 15 mln rozpoznawanych rocznie spraw można uznać za niesprawiedliwe, co jest podstawą tej niesprawiedliwości: czy błędne ustalenia faktyczne, czy też może błędna wykładnia prawa w tych wyrokach.

Może wówczas okazałoby się, że nie trzeba odpalać broni atomowej, aby strzelać do wróbla.

Można ignorować konstytucję, ale nie konwencję

Skarga nadzwyczajna otwiera wręcz niczym nieograniczoną drogę do wzruszania orzeczeń z ostatnich 20 lat. Dlatego wkrótce z mechanizmu zwalczania niesprawiedliwości skarga sama w sobie może stać się podstawą do dochodzenia roszczeń od państwa polskiego przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka za nieuczciwy proces. Każdy człowiek ma bowiem prawo do sprawiedliwego rozpatrzenia jego sprawy, a częścią tego prawa jest zasada prawomocności i niewzruszalności orzeczeń, co wynika z art. 6 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności. Wzruszanie zaś orzeczeń sprzed 20 lat z powodu jedynie odmiennej oceny stanu faktycznego bez większych ograniczeń narusza podstawowe prawo człowieka, jakim jest rzetelny proces.

Podstawy skargi są ujęte bardzo szeroko, gdy zaskarżone orzeczenie w sposób rażący narusza prawo poprzez błędną jego wykładnię lub niewłaściwe zastosowanie, lub nawet gdy zachodzi oczywista sprzeczność istotnych ustaleń sądu z treścią zebranego w sprawie materiału dowodowego. Prawie w każdej sprawie można zatem postawić zarzut sprzecznych ustaleń sądu, co otwiera stronom bez większych ograniczeń prawo do weryfikacji każdego orzeczenia sądowego.

Minister sprawiedliwości strzelił sobie w stopę

W świetle tych zmian jakiekolwiek próby udrożnienia postępowań cywilnych proponowane przez ministra sprawiedliwości są fikcją. Jak można bowiem wytłumaczyć obywatelom, że skróci się czas rozpoznania ich spraw dzięki wprowadzeniu zmian w procedurze, skoro równocześnie wprowadza się de facto czwartą instancję sądową?

Jak sędziowie mają zyskać więcej czasu na prowadzenie postępowań, na posiedzenia przygotowawcze, skoro dodatkowo zostaną obciążeni sprawami będącymi następstwem rozpoznania skarg nadzwyczajnych, dodajmy: sprawami z reguły bardzo złożonymi i wieloletnimi?

Skutki tych zmian dotkną sadów wszystkich szczebli. Sąd Najwyższy z racji obciążenia, ale i mając na uwadze podstawy skargi, będzie w tego rodzaju sprawach orzekał kasatoryjnie, czyli będzie uchylał te sprawy do ponownego rozpoznania przez sądy pierwszej i drugiej instancji. W ten sposób i tak cały ciężar prowadzenia tego typu postępowań, i to od początku, spadnie na najbardziej obciążone sądy powszechne. Notabene te, które przecież orzekają niesprawiedliwie.

Nie powinniśmy mieć złudzeń, że czas rozpoznawania spraw w sądach zostanie skrócony, gdy sądy zostaną dodatkowo dociążone sprawami z ostatnich 20 lat. Już w chwili obecnej obciążenie pojedynczego sędziego w największych polskich metropoliach osiągnęło masę krytyczną. Dorzucenie na barki sędziów warszawskich, krakowskich, wrocławskich czy katowickich jeszcze po kilka tysięcy spraw doprowadzi do masowego exodusu w tych sądach. Wówczas będą niepotrzebne nawet ustawy umożliwiające przedwczesne usuwanie sędziów. Sami odejdą do innych, bardziej atrakcyjnych korporacji prawniczych.

Na nic się zda również zaostrzanie kar dla gwałcicieli, albowiem „Justice delayed is justice denied" (spóźniona sprawiedliwość to żadna sprawiedliwość). Cały zaś blask tej prospołecznej idei prezydenta, jaką jest skarga nadzwyczajna, wkrótce pryśnie w zderzeniu z trudnościami, z którymi na co dzień już borykają się sądy. Łatwo obiecywać sprawiedliwość, trudniej ją urzeczywistnić. Łatwiej o nią wołać, aniżeli samemu ją wymierzać.

Autorka jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie

Koniec roku zawsze skłania do refleksji. Wyjątkowo w historii Polski ten rok kończy się dosłownie trzęsieniem ziemi w sądach powszechnych, Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa. Nie da się budować dobrych praktyk w sądzie w atmosferze nieufności, czystek i podważania stabilności systemu prawa.

Wydarzenia te położą się cieniem na relacjach między sędziami i profesjonalnymi pełnomocnikami. Zmieni się również zapewne stosunek obywateli do sądów i przedstawicieli zawodów zaufania publicznego. Można prognozować, że znacząco spadnie zaufanie do sądów, a co za tym idzie, również szacunek dla samego prawa. Upadek autorytetu sądów będzie miał przełożenie na obniżenie się kultury przestrzegania prawa przez obywateli. Wzrost agresji, przemocy, braku szacunku dla prawa i drugiego człowieka jest dostrzegalny nie tylko w atakach na posłów czy dziennikarzy, ale także w sali sądowej.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Sądy i trybunały
Łukasz Piebiak wraca do sądu. Afera hejterska nadal nierozliczona
Praca, Emerytury i renty
Czy każdy górnik może mieć górniczą emeryturę? Ważny wyrok SN
Prawo karne
Kłopoty żony Macieja Wąsika. "To represje"
Sądy i trybunały
Czy frankowicze doczekają się uchwały Sądu Najwyższego?
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Sądy i trybunały
Rośnie lawina skarg kasacyjnych do Naczelnego Sądu Administracyjnego