Na wokandę Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu we wtorek trafiły dwie polskie sprawy. Dotyczą zmian w Sądzie Najwyższym uchwalonych przez rządzących. Chodzi o sprawy sędziów: Waldemara Żurka z Krakowa i Moniki Frąckowiak z Poznania. To na ich kanwie pojawiło się pytanie: czy powołane w zmienionej przez PiS procedurze do Sądu Najwyższego osoby mogą być uznawane za niezawisłych sędziów i czy polski sąd może oceniać status takich osób?
Zdegradowany w służbie
Pierwsza na wokandę trafiła sprawa sędziego Żurka. Ten dwa lata temu został przeniesiony z wydziału Sądu Okręgowego w Krakowie, w którym orzekał, do innego wydziału. Niezadowolony, odwołał się od tej decyzji do Krajowej Rady Sądownictwa. Ta jednak umorzyła postępowanie. Sędzia zaskarżył uchwałę KRS do SN i złożył wniosek, żeby z orzekania w jego sprawie wyłączeni zostali wszyscy sędziowie z Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN. Powód?
Izba ta, jego zdaniem, nie może bezstronnie i niezależnie rozpoznać odwołania.
Sam sędzia we wtorek zarzucał przed TSUE naruszenie procedury przy zmianie podziału czynności oraz nieuwzględnienie wieku.
Mecenas Sylwia Gregorczyk-Abram, reprezentująca sędziego przed TSUE, podczas rozprawy przekonywała, że atak na niezawisłość Żurka to atak na niezależność sądu krajowego, który jest elementem europejskiego wymiaru sprawiedliwości. Wskazywała też, że sędzia wyłoniony przez upolitycznioną KRS z naruszeniem prawa nie jest sędzią europejskim.