Sądy dyscyplinarne: Ani wizji, ani standardów

Jak, gdzie i kiedy pociągać sędziów do odpowiedzialności?

Publikacja: 24.11.2018 15:38

Sądy dyscyplinarne: Ani wizji, ani standardów

Foto: 123RF

Pytanie o charakter terminów nie jest jedynym problemem. Zasadnicza trudność wiąże się z pytaniem, czy w sytuacji, gdy w skład sądu orzekającego wchodzą sędziowie pracujący w trzech różnych sądach oddalonych o kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów od siedziby sądu apelacyjnego, zachowanie 24-godzinnego terminu do podjęcia uchwały w ogóle jest realne?

Czytaj także: Małgorzata Tomkiewicz: Sądy dyscyplinarne sędziów, czyli więcej pytań niż odpowiedzi cz. I

Nocny jeździec

Skoro przed przystąpieniem do merytorycznego rozpoznania wniosku trzeba przeprowadzić czynności techniczno-organizacyjne związane z wylosowaniem składu i przygotowaniem posiedzenia, umożliwić stronom zapoznanie się z aktami lub podjęcie decyzji o odmowie wglądu (art. 80 § 2f i 2g u.s.p.), na samym posiedzeniu zaś należy wysłuchać osoby, które mają prawo w nim uczestniczyć i się stawią, przy czym uchwałę należy z urzędu pisemnie uzasadnić, to pozostaje dramatycznie mało czasu. Oczywistością jest przy tym i to, że sędziowie orzekający w sprawie również muszą mieć czas na dotarcie do sądu, jak i na zapoznanie się z materiałem dowodowym, który – notabene – może być całkiem pokaźny, gdyż w art. 115c u.s.p. wyraźnie już przesądzono, że w postępowaniu dyscyplinarnym można wykorzystywać m.in. materiały pochodzące z czynności operacyjnych (tj. m.in. z podsłuchów).

Dla zobrazowania skali trudności na marginesie wskazać należy, iż w przypadku, gdy niemający szczęścia w losowaniu sędzia mieszka np. w Olsztynie, stawienie się w Sądzie Apelacyjnym w Białymstoku wymaga od niego pokonania 230 km, co oznacza ok. 4,5-godzinną podróż powiatowymi drożynami, i to najlepiej nocą.

Rozwiany włos Temidy

Jeśli w przekonaniu ustawodawcy wszystkie wskazane trudności nie czynią niemożliwym podjęcia uchwały w ciągu 24 godzin, to rodzi się pytanie o powagę procedowania w takim trybie. Działanie pod presją czasu nie jest obce procedurze karnej, jednak w postępowaniu tym istnieją mechanizmy (np. plan dyżurów), które przynajmniej formalnie gwarantują sędziom normalne warunki orzecznicze i minimalizują ryzyko stawiennictwa na posiedzeniu sędziego z rozwianym włosem.

Mechanizmów takich nie przewiduje postępowanie dyscyplinarne w analizowanej materii. Sędzia dyscyplinarny w każdej chwili musi liczyć się z tym, że w trybie nagłym zmuszony będzie porzucić wszystko, czym aktualnie się zajmuje, by na telefoniczne wezwanie rączo stawić się w sądzie dyscyplinarnym.

Niezależnie jednak od terminu 24-godzinnego, rozpoznanie sprawy nawet w terminie 14 dni również łatwe procesowo nie jest. Równoległe orzekanie w dwóch strukturalnie wyodrębnionych sądach, zwłaszcza gdy znajdują się na krańcach apelacji, rodzi problemy natury logistycznej, nie wspominając o możliwości wzajemnego porozumienia się składu orzekającego chociażby co do oświadczeń i wniosków złożonych przez strony przed terminem posiedzenia i o obiegu akt.

Obowiązki niezależne, czyli jakie?

Zasygnalizowana konieczność porzucenia obowiązków wykonywanych w swoim „normalnym" miejscu służbowym w razie pilnego wezwania do sądu dyscyplinarnego skłania z kolei do pytania, jak należy rozumieć wyrażoną w art. 110a § 2 u.s.p zasadę, iż wykonywanie obowiązków sędziego sądu dyscyplinarnego jest niezależne od wykonywania obowiązków służbowych związanych z zajmowanym przez sędziego miejscem służbowym.

Przepis brzmi odpowiednio patetycznie, ale co konkretnie oznacza? Czym ma się wyrażać owa niezależność, jeśli w tym samym dniu sędzia ma wyznaczone posiedzenie zarówno w swoim sądzie macierzystym, jak i w sądzie dyscyplinarnym, a dar bilokacji nie jest i nie był zjawiskiem powszechnym nawet wśród uznanych świętych?

Przyjęty model postępowania dyscyplinarnego, w tym siłowy sposób wcielenia sędziów do pełnienia tej służby, raczej nie pozostawia złudzeń, iż niezależne wykonywanie obowiązków oznacza w tym przypadku podporządkowanie obowiązków w sądzie macierzystym obowiązkom, które pojawią się w sądzie dyscyplinarnym. To, że sędzia wezwany do sądu dyscyplinarnego, aby w trybie pilnym rozpoznać kwestię wpadkową, zmuszony będzie odwołać zaplanowaną z dużym wyprzedzeniem sesję w sprawie, na którą wezwano licznych świadków, nie jest problemem, którym ustawodawca zaprzątałby sobie głowę.

Ręka prezesa

Nie można wreszcie nie zapytać i o kryteria losowego przydziału spraw w tego rodzaju przypadkach, a także o sposób miarkowania równomiernego obciążenia sędziów. Skoro system losowego przydziału spraw potrafi – według entuzjastycznych zapewnień przedstawicieli Ministerstwa Sprawiedliwości – profesjonalnie badać, mierzyć i ważyć każdą sprawę oraz rzekomo skutecznie zapobiegać wszelkim patologiom na etapie jej przydziału, to trudno zrozumieć przyczyny, z których powodu o wyniku losowania w omawianej kategorii spraw nie decyduje SLPS, lecz ręka prezesa sądu. Podobnie jak trudno zrozumieć przyczyny, dla których obciążenie sędziów orzekających w sądach dyscyplinarnych nie jest ustalane na podstawie jakichkolwiek kryteriów dających się obiektywnie zweryfikować, lecz zależy wyłącznie od łutu szczęścia.

Nie można także nie powiedzieć i tego, że pełnienie służby w obu wymienionych sądach nie jest uwzględniane przy określaniu wskaźnika procentowego udziału spraw wpływających do wydziału w sądzie macierzystym (§ 48 ust. 1 pkt 2 regulaminu urzędowania sądów powszechnych), nie jest też dostrzegalne w danych statycznych ujawnianych w tym sądzie. To zatem, jak faktycznie wygląda obciążenie sędziego orzekającego w tym samym czasie w dwóch różnych sądach, umyka uwagi ogólnej i nie jest przedmiotem niczyjej troski.

W ratyfikowanym przez Polskę, a wydanym na podstawie rezolucji nr 16 &3 VI Kongresu Narodów Zjednoczonych dokumencie E/CN 4/Sub. 2/481/Add 1 z 4 września 1989 r. stwierdza się m.in., że: „(...) Wszelkie działania dyscyplinarne powinny być oparte na standardach sędziowskiego zachowania się przewidzianych w prawie lub w ustanowionych regułach sądu".

Ani wizji, ani standardów

Rozwiązania proceduralne obowiązujące w analizowanym zakresie postępowania dyscyplinarnego prowadzą do wniosku, iż wbrew zapowiedziom lansowanym w mediach, zakładane usprawnienie odpowiedzialności sędziów ze względu na mankamenty wskazane powyżej w znaczącej mierze jest fikcją. Ustawodawca polski nie ma spójnej wizji tego postępowania, a sprowadzenie sędziów dyscyplinarnych do roli współczesnych nomadów z europejskimi standardami „sędziowskiego zachowania się" również nic wspólnego nie ma.

Autorka jest doktorem nauk prawnych i sędzią Sądu Okręgowego w Olsztynie

Pytanie o charakter terminów nie jest jedynym problemem. Zasadnicza trudność wiąże się z pytaniem, czy w sytuacji, gdy w skład sądu orzekającego wchodzą sędziowie pracujący w trzech różnych sądach oddalonych o kilkadziesiąt lub kilkaset kilometrów od siedziby sądu apelacyjnego, zachowanie 24-godzinnego terminu do podjęcia uchwały w ogóle jest realne?

Czytaj także: Małgorzata Tomkiewicz: Sądy dyscyplinarne sędziów, czyli więcej pytań niż odpowiedzi cz. I

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów