Jak przed głośnym wyrokiem TSUE w sprawie Dziubaków wielu frankowiczów czekało ze złożeniem podobnego pozwu, tak pewnie teraz wielu się zastanawia, czy nie zachować się podobnie do czasu zapowiedzianego na 25 marca posiedzenia całej Izby Cywilnej SN w sprawie sześciu pytań pierwszej prezes SN dotyczących najważniejszych kwestii frankowych.
Oby nie było opóźnienia zapowiedzianego posiedzenia, a uchwała zapadła bez zwłoki, niezależnie bowiem od tego, w jakim stopniu odpowiedzi SN będą korzystne dla frankowiczów, a w jakim dla banków, usuną wiele istotnych, a jednocześnie rozbieżnych w dotychczasowym orzecznictwie, kwestii.
Czytaj też: Banki wytaczają działa przeciw frankowiczom
Składanie pozwu (poza sytuacjami zupełnie oczywistymi) wymaga rozpoznania własnych argumentów oraz argumentów przeciwników procesowych, gdyż bez tego narażamy się na przegraną, a przynajmniej na mniejszy sukces i koszty. Tak jest teraz w sprawach frankowych.
W czasach ugruntowanego orzecznictwa i obeznanych z daną kategorią spraw sędziów ich wyrok jest do przewidzenia. Możliwe jest zatem skalkulowanie ryzyka wszczynania sprawy. Piszę o wszczynaniu sprawy, bo pozwany nie ma na to w zasadzie większego wpływu, może poza jakąś grą na ugodowe zakończenie sporu. Wszczynający zaś sprawę jest w tej wygodnej sytuacji, jeśli nie grozi mu przedawnienie jego roszczeń, co można zresztą łatwo odwlec (zawezwaniem do próby ugodowej), i może czekać ze złożeniem pozwu. Taka ostrożność była wskazana np. na początku epidemii, gdyż z jednej strony nie było wiadomo, jak w praktyce zdalne rozprawy będą przebiegać, a z drugiej była nadzieja na szybkie zakończenie epidemii. Wszczęcia sprawy nie można jednak w nieskończoność odwlekać.