Tomasz S., wykonując szaleńczy rajd ulicami Warszawy, zakończony na ogrodzeniu Pałacu Prezydenckiego, nie był świadomy, co robi – miał zniesioną poczytalność, więc za swój czyn nie poniesie odpowiedzialności karnej.
– Sąd umorzył postępowanie i tytułem środka zapobiegawczego orzekł pobyt podejrzanego Tomasza S. w odpowiednim zakładzie psychiatrycznym – mówi „Rzeczpospolitej" Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. O to w czerwcu wnioskowała prokuratura wobec niepoczytalności S. i „wysokiego prawdopodobieństwa popełniania przez niego w przyszłości czynu o znacznej społecznej szkodliwości".
W styczniu, w środku dnia 36-latek na zatłoczonych ulicach Warszawy urządził sobie piracką jazdę. Poruszał się pod prąd, a kiedy chciał mu w tym przeszkodzić policjant w radiowozie, S. zaczął uciekać. Potrącił funkcjonariusza i przez chwilę wiózł go na masce, aż ten, spadając, doznał lekkich obrażeń. Na koniec S. próbował wjechać na teren Pałacu Prezydenckiego, ale zatrzymał się na zaporach chroniących wjazd.
Prokuratura postawiła mężczyźnie dwa zarzuty: czynnej napaści na policjanta w związku z wykonywaniem przez niego obowiązków i usiłowania wdarcia się do Pałacu przez sforsowanie samochodem ogrodzenia.
Dlaczego 36-latek to zrobił, czym się kierował i czy Pałac Prezydencki wybrał celowo?