Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", akt oskarżenia przeciwko Janowi S. 17 czerwca trafił do Sądu Okręgowego w Warszawie z Dolnośląskiego Wydziału ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej.
– Jan S. usłyszał 14 zarzutów, w tym dotyczące podżegania do zabójstwa prokuratora i policjantów, którzy rozpracowywali kierowaną przez niego grupę przestępczą handlującą tzw. dopalaczami, nakłaniania do nękania funkcjonariuszy, usiłowania wręczenia łapówek – wylicza prok. Ewa Bialik, rzeczniczka PK.
Od otrucia po bombę
Kulisy tej wyjątkowej sprawy w maju ubiegłego roku ujawniła „Rzeczpospolita".
To historia bez precedensu – nigdy dotąd (po 1990 r.) nie było przypadku zlecenia zabójstwa polityka ze strony osoby z grupy przestępczej. Dotąd najwyższy rangą funkcjonariusz publiczny, który został zabity (w 1998 r.) to były szef policji, gen. Marek Papała, do dziś nie wiemy jednak, czy ktoś to zlecił, czy też, jak dziś twierdzi prokuratura, zastrzelił go złodziej samochodów przy próbie kradzieży. Były próby pozbycia się niewygodnych prokuratorów, np. prowadzących śledztwo przeciwko ludziom gangu mokotowskiego czy mafii paliwowej.
O co oskarżyła Jana S. prokuratura? Za zabicie Zbigniewa Ziobry oferował wynajętemu killerowi 100 tys. zł. „Chciał w ten sposób doprowadzić do zaniechania prac nad zaostrzeniem kar za produkcję tzw. dopalaczy i handel nimi" – wskazuje prokuratura. Ziobrę obwiniał o to, że „zepsuł mu interes". Plan pozbycia się ministra zakładał podłożenie bomby pod samochodem lub podanie trucizny. Sposoby podpowiadał wynajętemu killerowi sam S.