Fala krytyki popłynęła m.in. ze strony byłych prezesów TK oraz części mediów. Padły ciężkie oskarżenia o „ zamach na Trybunał" oraz o wejście przez PiS na drogę znaną na Białorusi czy w Azerbejdżanie, czyli o działania sprzeczne z demokratycznym standardami.
Czy rzeczywiście, oddalając emocje, możemy z całą pewnością stwierdzić, że to próba zamachu na demokrację? Moim zdaniem tego rodzaju osądy są przesadzone. Trudno bowiem mówić o naruszeniu demokratycznych standardów przez partię, która z woli wyborców zdobyła bezwzględną większość w parlamencie i jest w stanie przeprowadzić praktycznie każdą reformę bez konieczności wykraczania poza demokratyczny system. Inna sprawa, że państwo dotychczas nie wykształciło realnych hamulców, które powstrzymywałyby próby ingerowania władzy wykonawczej w sądowniczą, w tym w Trybunał. PiS brak owych hamulców wykorzystuje, nie przekraczając demokratycznych granic.
To nie pierwsza taka sytuacja. Puszka Pandory została otwarta jeszcze w poprzedniej kadencji, za sprawą posłów Platformy Obywatelskiej, którzy w sposób niedopuszczalny przyspieszyli wybór dwóch nowych członków Trybunału, wbrew protestom opozycji i konstytucjonalistów. Dziś ta sprawa ma swój dalszy ciąg i zapewne zamieszanie wokół Trybunału szybko się nie skończy.
Oceniając tę sprawę, warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt: następuje przyspieszona zmiana standardów sprawowania władzy. Po raz pierwszy od ponad 25 lat mamy bowiem sytuację bez precedensu. System polityczny zdominowała jedna partia, która, mając przychylnego prezydenta, jest w stanie przeprowadzić bez trudu nawet najcięższe reformy (na razie jeszcze bez konstytucji).
Przez całe lata przyzwyczailiśmy się, że ze względu na raczej zrównoważony rozkład sił w Sejmie trudne, kontrowersyjne reformy były opracowywane żmudnie i rodziły się w efekcie długo wypracowanych kompromisów.