Prawo wykroczeń jest dziś jak listek figowy

To wielka pokusa, by rezygnować z gwarancji procesowych i karać szybko i dolegliwie.

Aktualizacja: 29.10.2017 07:08 Publikacja: 29.10.2017 02:30

Foto: Fotolia.com

Rz: Dlaczego pana zdaniem należałoby zmienić kodeks wykroczeń?

Dr Krzysztof Szczucki z Uniwersytetu Warszawskiego: Chodzi tu nie tylko o zmianę kodeksu, ale o przemyślenie sposobu karania za drobne naruszenia prawa. Kodeks wykroczeń został uchwalony w 1971 r. i gdy się przegląda jego część szczególną, to widać wiele czynów zabronionych, które mogą budzić wątpliwości, czy powinny się w nim znajdować. Pierwszy z brzegu: ukrywanie towaru pod ladą. W rzeczywistości kapitalizmu i wolnego rynku trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał ukrywać towar przed klientem, a nawet jeśli,to klient może wybrać innego dostawcę. Inny przykład: słynna sprawa drukarza z Łodzi, który odmówił wydrukowania materiałów na zamówienie organizacji LGTB. Przepis wtedy wykorzystany nakłada karę na świadczącego usługi, który ich nie chce wykonać. Oczywiście, można dyskutować, czy powinien czy nie, ale w rzeczywistości wolnego rynku są inne sposoby niż karanie obywatela za to, że nie chce wykonać usługi. Inny przykład, który podnoszą przedstawiciele Zakładu Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, to penalizacja żebractwa. Przepis stanowi: „Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany". Ale co z tego, że ktoś jest zdolny do pracy, skoro nie może jej znaleźć? Jak w takiej sytuacji może pomóc ukaranie żebrzącego grzywną? Jest wiele innych metod radzenia sobie z żebractwem, przede wszystkim pomocowych, nie tylko karanie osób, które nie mogą się odnaleźć w rzeczywistości społeczno-gospodarczej.

Jakie są inne problemy z kodeksem wykroczeń?

Częsta kolizja prawa wykroczeń z prawem administracyjnym, co zresztą dotyka także prawa karnego. Ustawodawca, chcąc uniknąć stosowania wszystkich gwarancji, jakie daje prawo wykroczeń, przenosi część czynów zabronionych do prawa administracyjnego. Weźmy powszechnie znany i dotyczący wszystkich przykład przekroczenia prędkości o ponad 50 km na godzinę w terenie zabudowanym, które skutkuje zatrzymaniem prawa jazdy właśnie w trybie administracyjnoprawnym. Inna sprawa, którą zajmował się nawet Trybunał Konstytucyjny w czerwcu tego roku, dotyczyła przedsiębiorcy transportowego, który nie dopełnił jakiejś formalności i mógł być ukarany wysoką karą administracyjną, a jeszcze odpowiadać za przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Pamiętam też inną kwestię, która mnie zaskoczyła i zwróciła uwagę na ten problem. Otóż ustawodawca, zmieniając przepisy o ochronie zdrowia zwierząt, wprost napisał w uzasadnieniu, że niektóre czyny, które dotąd były wykroczeniem, stają się deliktami administracyjnymi. A dlaczego? Żeby móc karać obywateli szybko, skutecznie, konsekwentnie i dolegliwie, tzn. bez miarkowania, bez uwzględniania stopnia winy, bez brania pod uwagę stanu wyższej konieczności. Może to stwarzać wrażenie chaosu – nie jest jasne, kiedy i dlaczego stosowane jest prawo administracyjne, kiedy prawo wykroczeń, a jeszcze kiedy indziej prawo karne. Paradoksalnie te dwie ostatnie gałęzie mogą być bardziej korzystne dla obywateli niż prawo administracyjne, które np. na przedsiębiorców może nałożyć karę pieniężną aż do 50 mln euro, a na osoby fizyczne do 2 mln zł za naruszenie prawa chroniącego uczciwą konkurencję. Należałoby to uporządkować.

Czy nie pojawia się tu problem podwójnej karalności?

Faktyczne, można jednym czynem, jak się okazuje, popełnić wykroczenie, przestępstwo i delikt administracyjny. Mogą nas więc spotkać trzy kary, co narusza wszystkie standardy, także międzynarodowe. W rekomendacji Komitetu Ministrów Rady Europy jeszcze z 1991 r. wskazano, że nie należy nikogo karać kilka razy za ten sam czyn. To wynika też z zasady demokratycznego państwa prawa i wielu innych konstytucyjnych zasad. Państwo powinno zdecydować się na jedną sankcję za jeden czyn, wymierzaną w jednym reżimie prawnym. Nie może karać obywatela na różnych podstawach prawnych, ale wciąż za to samo.

A co z przepołowieniem czynu zabronionego?

To kolejny ważny problem. Widać to najlepiej na przykładzie przestępstwa kradzieży. Jeśli ukradniemy rzecz, której wartość nie przekracza 1 minimalnego wynagrodzenia za pracę, to popełniamy wykroczenie, jeżeli przekracza – to przestępstwo. Wiąże się z tym wiele wątpliwości. Po pierwsze, dlaczego akurat 1 minimalnego wynagrodzenia? Wraz ze zmianą minimalnego wynagrodzenia, niektóre czyny z przestępstw stają się wykroczeniami lub odwrotnie. Pojawia się też tzw. problem opłacalności. Obecnie 1 wynagrodzenia minimalnego wynosi ok. 500 zł. Jeżeli ktoś ukradnie rzecz wartą 495 zł, popełni wykroczenie blisko górnego progu, więc zdaniem sądu będzie to bardzo poważne wykroczenie i obwinionego zapewne spotka odpowiednio surowa kara. Jeżeli zaś ktoś ukradnie rzecz wartą 501 zł, to popełnia już przestępstwo, ale w odbiorze sądu karnego będzie to przestępstwo o stosunkowo niskiej szkodliwości więc i kara będzie łagodna. Dochodzi do tego, że sprawca kradzieży na 495 zł jest surowiej karany (np. aresztem) niż ten, który ukradł 501 zł (np. niewielką grzywną). Realna sankcja jest poważniejsza za wykroczenie niż przestępstwo.

Może się też pojawić problem podobny jak w Anglii bodajże w XVIII w., gdy kradzież powyżej pewnej wartości była karana śmiercią, więc sądy masowo zaniżały wartość przedmiotów, żeby tylko jej nie orzekać. Tu może być tak samo.

Inna sprawa, jak ocenić wartość rzeczy. Powstaje zauważalna przestrzeń do błędów, bo ktoś może być przekonany o innej niż rzeczywista wartości przedmiotu, który kradnie. Są więc głosy, żeby w przypadku przepołowienia wrócić do stałej kwoty, jednoznacznie określonej w kodeksie i niepowiązanej z minimalnym wynagrodzeniem, ale to połowiczne rozwiązanie problemu. Należy się zastanowić, jaka jest relacja między prawem karnym, prawem wykroczeń a prawem administracyjnym, i wskazać kryterium pozwalające przyporządkować poszczególne typy czynów do tych gałęzi prawa. Być może powinno się w kodeks wykroczeń uchylić.

I wpisać wszystkie wykroczenia do kodeksu karnego?

Wykroczenia kryminalne, tak jak np. kradzież, przeniesiono by do prawa karnego, a te o ściśle administracyjnym charakterze do prawa administracyjnego. Trzeba też jednoznacznie powiedzieć, że kary administracyjne w systemie już występują i to one coraz częściej są wykorzystywane do egzekwowania porządku publicznego. Kategoria wykroczeń traci znaczenie.

Dlaczego już od ponad 40 lat nikt się nie zajął poważnymi zmianami w kodeksie wykroczeń?

Wydaje mi się, że jest to mało nośne. Już dawno rzecznik praw obywatelskich zwracał uwagę na pewne nieprawidłowości w zasadach postępowania ws. wykroczeń. Minister sprawiedliwości przyznawał, że ma tego świadomość, ale zawsze na plan pierwszy wysuwały się sprawy uznawane przez ogół za ważniejsze, czyli przestępstw. Kodeks wykroczeń obowiązuje od 1971 r., zaś kodeks karny nie tylko był już uchwalony na nowo, ale i zmieniany ponad 100 razy. Tymczasem problem wykroczeń jest bliższy obywatelom. W ostatnich latach w sprawach wykroczeń wydawało się ok. 500 tys. wyroków rocznie. Pokazuje to, jak bardzo dotkliwe one są dla obywateli, ale też jak bardzo obciążają sądy. Czy naprawdę sądy powinny zajmować się nimi, skoro i tak są niesamowicie obłożone pracą?

Może te sprawy powinni rozstrzygać sędziowie pokoju?

Ten pomysł wydaje mi się bardzo sensowny. Niektórzy postulują nawet powrót do kolegiów ws. wykroczeń, które zlikwidowano po uchwaleniu konstytucji z 1997 r. Coraz więcej pojawia się w literaturze głosów mówiących, że wylano wtedy dziecko z kąpielą. Zagwarantowano obywatelom tak szerokie prawo do sądu, do którego można się zwrócić z każdą sprawą, że staje się ono trudne do urzeczywistnienia, bo sądy są tak obciążone, że czas oczekiwania na rozstrzygnięcie staje się bardzo długi. Być może należałoby przenieść wykroczenia – jeśli w ogóle ta kategoria zostanie utrzymana – do organu quasi administracyjnego, lub powołać instytucję sędziów pokoju. Mogliby to być prawnicy, niekoniecznie z bardzo rozbudowanym doświadczeniem zawodowym, ale pozostający bardzo blisko społeczeństwa. Może nawet wybierani przez lokalne społeczności. Rozwiązywaliby takie sprawy na bieżąco, bez obciążania sędziów zawodowych.

Czy duże są różnice w postępowaniu ws. wykroczeń i ws. przestępstw?

Są istotne. Najbardziej powszechnie odczuwalną i doświadczaną jest możliwość nałożenia grzywny za wykroczenie w trybie mandatowym, czyli znów, można powiedzieć, administracyjnym. Przysługuje jednak prawo nieprzyjęcia mandatu, który jest wtedy automatycznie uchylany i sprawa trafia do sądu. Postępowanie ws. wykroczeń ma być z założenia prostsze. Nie mamy oskarżonego, tylko obwinionego. Ktoś, kto popełnia wykroczenie, nie staje się przestępcą i nie jest wpisywany do Krajowego Rejestru Karnego. Nie jest ono jednak na tyle uproszczone, by nie prowadziło do obciążania sądów.

Z drugiej strony mam wrażenie, że organy ścigania traktują wykroczenia po macoszemu, jako mniej szkodliwe. A wiele drobnych kradzieży może być bardziej dotkliwych dla właściciela sklepu niż jedna duża.

Kiedy organy ścigania stają przed koniecznością zajęcia się sprawą drobnej kradzieży albo poważnego przestępstwa, to zapewne w pierwszej kolejności wybiorą to drugie. To by przemawiało za przeniesieniem kradzieży w całości do kodeksu karnego. Z drugiej strony to może znowu zwiększyć obciążenie sądów.

Z kolei np. w prawie prasowym niektóre przestępstwa, np. brak rejestracji tytułu czy autoryzacji wypowiedzi, zmienia się na wykroczenia.

To się wiąże z problemem zatartej tożsamości przestępstw i wykroczeń. Powstaje pytanie, czemu one mają służyć i jakie dobra chronić. Zapominamy też, że w państwie demokratycznym powinniśmy sięgać przede wszystkim do innych środków niż prawo karne, które należy stosować w ostateczności. W przypadku prawa prasowego i autoryzacji należy zastanowić się, czy wystarczające nie będą instrumenty cywilnoprawne. Myślę, że prawo wykroczeń może być listkiem figowym – coś nie zasługuje na miano przestępstwa, ale nie mamy odwagi politycznej czy naukowej powiedzieć, że nie powinno być w ogóle objęte karą. Przenosimy to więc do prawa wykroczeń w nadziei, że sądy będą wymierzać kary niskie, albo poprzestaną na upomnieniu.

Mówił pan wcześniej, że prawo karne zapewnia więcej gwarancji niż administracyjne, a teraz, że powinno być stosowane w ostateczności. Jak pogodzić te tezy?

Wydaje nam się, że prawo karne jest gałęzią najbardziej represyjną. I to prawda – żadna inna nie doprowadzi do tego, że spędzimy całe życie w więzieniu. Ale w praktyce zarówno kodeks karny i postępowania karnego, jak i kodeks wykroczeń i postępowanie w sprawach o wykroczenia, przewidują wiele gwarancji, z udziałem obrońcy czy pełnomocnika włącznie, oraz instrumentów pozwalających dostosować karę do okoliczności popełnienia czynu, do społecznej szkodliwości, biorą pod uwagę stan wyższej konieczności, obronę konieczną. W prawie administracyjnym tego nie ma. Jeżeli ktoś popełni delikt administracyjny, nie dopełni formalności, spotka go kara, i urzędnik nie weźmie pod uwagę okoliczności, w jakich sprawca działał, ani skutków, jakie spowodował jego czyn. Czyli może go spotkać bardziej surowa kara, a na pewno znacznie szybsza niż na gruncie prawa karnego. To wielka pokusa dla władzy publicznej, żeby rezygnować z gwarancji procesowych na rzecz szybkiego, dolegliwego karania na podstawie prawa administracyjnego. Są oczywiście przypadki, w których należy skorzystać z tej metody – dobrym przykładem jest prawo ochrony konkurencji i konsumentów: nakłada wysokie kary na wielkie korporacje, które nie podporządkowują się polskiemu prawu i działają na szkodę obywateli. W odniesieniu do np. spółek trudno w ogóle sobie wyobrazić inną możliwość. Należałoby się jednak zastanowić, czy władza państwowa powinna dowolnie wyjmować pewne zachowania z prawa wykroczeń i przenosić do prawa administracyjnego, a nadto wprost się do tego przyznawać w uzasadnieniu do projektu ustawy.

—rozmawiał Szymon Cydzik

Krzysztof Szczucki – adiunkt w Katedrze Prawa Karnego i kierownik Centrum Promocji Polskich Nauk Prawnych na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, stypendysta Fundacji na Rzecz Nauki Polskiej, kierownik projektu badawczego „Wpływ zasady godności człowieka na konstrukcje odpowiedzialności karnej" finansowanego przez Narodowe Centrum Nauki.

Rz: Dlaczego pana zdaniem należałoby zmienić kodeks wykroczeń?

Dr Krzysztof Szczucki z Uniwersytetu Warszawskiego: Chodzi tu nie tylko o zmianę kodeksu, ale o przemyślenie sposobu karania za drobne naruszenia prawa. Kodeks wykroczeń został uchwalony w 1971 r. i gdy się przegląda jego część szczególną, to widać wiele czynów zabronionych, które mogą budzić wątpliwości, czy powinny się w nim znajdować. Pierwszy z brzegu: ukrywanie towaru pod ladą. W rzeczywistości kapitalizmu i wolnego rynku trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał ukrywać towar przed klientem, a nawet jeśli,to klient może wybrać innego dostawcę. Inny przykład: słynna sprawa drukarza z Łodzi, który odmówił wydrukowania materiałów na zamówienie organizacji LGTB. Przepis wtedy wykorzystany nakłada karę na świadczącego usługi, który ich nie chce wykonać. Oczywiście, można dyskutować, czy powinien czy nie, ale w rzeczywistości wolnego rynku są inne sposoby niż karanie obywatela za to, że nie chce wykonać usługi. Inny przykład, który podnoszą przedstawiciele Zakładu Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, to penalizacja żebractwa. Przepis stanowi: „Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany". Ale co z tego, że ktoś jest zdolny do pracy, skoro nie może jej znaleźć? Jak w takiej sytuacji może pomóc ukaranie żebrzącego grzywną? Jest wiele innych metod radzenia sobie z żebractwem, przede wszystkim pomocowych, nie tylko karanie osób, które nie mogą się odnaleźć w rzeczywistości społeczno-gospodarczej.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem