Rz: Dlaczego pana zdaniem należałoby zmienić kodeks wykroczeń?
Dr Krzysztof Szczucki z Uniwersytetu Warszawskiego: Chodzi tu nie tylko o zmianę kodeksu, ale o przemyślenie sposobu karania za drobne naruszenia prawa. Kodeks wykroczeń został uchwalony w 1971 r. i gdy się przegląda jego część szczególną, to widać wiele czynów zabronionych, które mogą budzić wątpliwości, czy powinny się w nim znajdować. Pierwszy z brzegu: ukrywanie towaru pod ladą. W rzeczywistości kapitalizmu i wolnego rynku trudno sobie wyobrazić, żeby ktoś chciał ukrywać towar przed klientem, a nawet jeśli,to klient może wybrać innego dostawcę. Inny przykład: słynna sprawa drukarza z Łodzi, który odmówił wydrukowania materiałów na zamówienie organizacji LGTB. Przepis wtedy wykorzystany nakłada karę na świadczącego usługi, który ich nie chce wykonać. Oczywiście, można dyskutować, czy powinien czy nie, ale w rzeczywistości wolnego rynku są inne sposoby niż karanie obywatela za to, że nie chce wykonać usługi. Inny przykład, który podnoszą przedstawiciele Zakładu Praw Człowieka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, to penalizacja żebractwa. Przepis stanowi: „Kto, mając środki egzystencji lub będąc zdolny do pracy, żebrze w miejscu publicznym, podlega karze ograniczenia wolności, grzywny do 1500 zł albo karze nagany". Ale co z tego, że ktoś jest zdolny do pracy, skoro nie może jej znaleźć? Jak w takiej sytuacji może pomóc ukaranie żebrzącego grzywną? Jest wiele innych metod radzenia sobie z żebractwem, przede wszystkim pomocowych, nie tylko karanie osób, które nie mogą się odnaleźć w rzeczywistości społeczno-gospodarczej.
Jakie są inne problemy z kodeksem wykroczeń?
Częsta kolizja prawa wykroczeń z prawem administracyjnym, co zresztą dotyka także prawa karnego. Ustawodawca, chcąc uniknąć stosowania wszystkich gwarancji, jakie daje prawo wykroczeń, przenosi część czynów zabronionych do prawa administracyjnego. Weźmy powszechnie znany i dotyczący wszystkich przykład przekroczenia prędkości o ponad 50 km na godzinę w terenie zabudowanym, które skutkuje zatrzymaniem prawa jazdy właśnie w trybie administracyjnoprawnym. Inna sprawa, którą zajmował się nawet Trybunał Konstytucyjny w czerwcu tego roku, dotyczyła przedsiębiorcy transportowego, który nie dopełnił jakiejś formalności i mógł być ukarany wysoką karą administracyjną, a jeszcze odpowiadać za przestępstwo poświadczenia nieprawdy w dokumentach. Pamiętam też inną kwestię, która mnie zaskoczyła i zwróciła uwagę na ten problem. Otóż ustawodawca, zmieniając przepisy o ochronie zdrowia zwierząt, wprost napisał w uzasadnieniu, że niektóre czyny, które dotąd były wykroczeniem, stają się deliktami administracyjnymi. A dlaczego? Żeby móc karać obywateli szybko, skutecznie, konsekwentnie i dolegliwie, tzn. bez miarkowania, bez uwzględniania stopnia winy, bez brania pod uwagę stanu wyższej konieczności. Może to stwarzać wrażenie chaosu – nie jest jasne, kiedy i dlaczego stosowane jest prawo administracyjne, kiedy prawo wykroczeń, a jeszcze kiedy indziej prawo karne. Paradoksalnie te dwie ostatnie gałęzie mogą być bardziej korzystne dla obywateli niż prawo administracyjne, które np. na przedsiębiorców może nałożyć karę pieniężną aż do 50 mln euro, a na osoby fizyczne do 2 mln zł za naruszenie prawa chroniącego uczciwą konkurencję. Należałoby to uporządkować.
Czy nie pojawia się tu problem podwójnej karalności?