Owe nakłady to nie tylko najdłuższa i niemal podwójna kampania wyborcza, ekstrawydatki i strata energii i godzin przed telewizorami, które można było inaczej wykorzystać. I to nie tylko wina epidemii. Pisałem już, że w tych wyborach rola prezydenta w naszym państwie została wywindowana nieprawdopodobnie, a walka o prezydenturę urosła do rangi historycznej. To raczej przesada, ale wynik tych wyborów może się przełożyć na praktyczny system rządów w Polsce i los wielu obywateli.
I teraz muszą sobie oni odpowiedzieć, gdyż nawet brak zainteresowania, nieuczestniczenie w głosowaniu jest też decyzją, jak nie zmarnować tej demokratycznej okazji, ograniczyć własne szeroko pojęte straty lub zwiększyć zyski.
Czytaj także: Bon turystyczny pomóc ma hotelom i prezydentowi
I tu najważniejsze jest pytanie, co zależy od prezydenta, który ma zapisane w konstytucji poważne zadania, jak stanie na jej straży i godne reprezentowanie państwa. Ale twardych narzędzi ma niewiele, a o zmianie konstytucji, o czym piszą niektórzy kandydaci w programach nawet szeroko, raczej zapomnijmy, bo nie było woli poparcia inicjatywy referendalnej obecnego prezydenta nawet przez jego obóz, a teraz po stronie opozycji zgody na przedłużenie mu z powodu epidemii kadencji i odroczenie wyborów.
Prezydent, owszem, może wetować część ustaw nawet skutecznie, co pokazała także obecna kadencja, odmawiać niektórych sędziowskich nominacji (ale to kropla w morzu sędziowskiej profesji), zostają mu zatem miękkie narzędzia, jak mediacja między różnymi partiami i ich frakcjami, prezentacja, wręcz lansowanie określonego modelu obywatelskiej służby, wreszcie reprezentowanie kraju za granicą.