Niestety zanosi się na rozwód, kosztowny dla obu stron, a zwłaszcza dla polskiego społeczeństwa.

Chodzi bowiem o duże publiczne pieniądze (a teraz szkody), o markę publicznych instytucji: festiwalu, telewizji publicznej i stolicy pięknej Opolszczyzny. Wreszcie o święto polskiej piosenki, które może być zniszczone. Nagłe zerwanie kontraktu przez prezydenta Opola z mało przekonującym uzasadnieniem, bez szansy dla kontrahenta na kompromis, wskazuje, że biznesową i menedżerską troskę o festiwal w opolskim magistracie mogły przysłonić jakieś inne, może polityczne motywacje czy uprzedzenia. Było pole do wyjaśnień, może uczynienia krok w tył przez TVP, chyba jednak silniejszej strony, zamiast straszenia przeniesieniem festiwalu do innego miasta, co oczywiście jest możliwe, choć byłby to już inny festiwal i zerwana tradycja. A jest chyba wartością także dla TVP, jeśli chciała festiwalu w Opolu AD 2017. Powinna zatem dołożyć starań, by imprezę uratować.

Ta kosztowna wojenka nie jest nikomu potrzebna. Co jednak, gdy główni gracze: prezes TVP i prezydent miasta, nie znajdą szybko kompromisu? Jak przerwać ten kosztowny festiwal dwóch polityków? Są co najmniej dwie opcje: Miękka, czyli jakaś forma mediacji, np. ze strony rządu, któremu jakoś tam obie te instytucje podlegają, czy nawet prezydenta. I druga ostrzejsza – prokuratorska. Prokuratura może, a nawet powinna wkraczać tam, gdzie zagrożone są interesy majątkowe państwa czy samorządu, gdzie można zasadnie podejrzewać, że chodzi o niegospodarność czy niedopełnienie urzędniczych obowiązków. Powinna wkraczać także w celu zabezpieczenia dowodów, abyśmy za jakiś czas nie musieli powoływać komisji śledczej, by ustalić, czy za zniszczeniem festiwalu, do czego oby nie doszło, nie stały względy pozabiznesowe. Wcześniej czy później to musi być wyjaśnione, gdyż nie chodzi o festiwal dwóch polityków, ale dużej części Polsków.