Szkoda, że przesłanie kongresu jest ciągle nieostre dla opinii publicznej, może ją nawet dezorientować. Z jednej strony aktywnymi uczestnikami tego wydarzenia będą organizacje i ludzie, którzy od wielu miesięcy są w bardzo ostrym sporze z władzą polityczną. Zdecydowanie krytykują większość jej poczynań reformatorskich. Z drugiej zaś do udziału w kongresie zostaną zaproszone najważniejsze osoby w państwie, które znajdują się w ogniu krytyki, m.in. prezydent, minister sprawiedliwości, szefowie sejmowych komisji.

Czy w atmosferze emocji, których przy takich wydarzeniach nie da się uniknąć, uda się zrównoważyć krytykę poczynań polityków z merytorycznym dialogiem i szukaniem kompromisu? Mam poważne wątpliwości. Pogłębiła je decyzja władz Sądu Najwyższego o zwołaniu na kilka dni przed kongresem nadzwyczajnego posiedzenia Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN. Ma ono ocenić sytuację wymiaru sprawiedliwości w Polsce. Intencją organizatorów, jak się wydaje, jest nadanie swoistego tonu obradom kongresu.

Nie powinni jednak popełnić błędu, który przydarzył się sędziom przy okazji ich kongresu w Warszawie pod koniec ubiegłego roku. To bezprecedensowe wydarzenie szybko przeistoczyło się w wiec poparcia dla prof. Andrzeja Rzeplińskiego i ku rozczarowaniu wielu uczestników, którzy przyjechali z odległych zakątków Polski, rozmowa o sytuacji w wymiarze sprawiedliwości zeszła na drugi plan. Pierwszy liniowy sędzia mówiący o realnych problemach Temidy mógł zabrać głos po pięciu godzinach, dopiero gdy prawnicze VIP-y (m.in. prezesi sądów, profesorowie, a nawet politycy) wygłosiły już płomienne mowy o konstytucyjnych pryncypiach. Po owym kongresie pozostał niesmak, poczucie, że sądownictwem kierują ludzie oderwani od rzeczywistości, nazywający się dodatkowo „nadzwyczajną kastą", jak to niefortunnie sformułowała podczas imprezy jedna z sędziów.

Organizatorzy kongresu, który odbędzie się 20 maja w Katowicach, powinni wyciągnąć z tego wnioski.