Na 30 stycznia b.r. zostało zwołane nadzwyczajne posiedzenie Zebrania Przedstawicieli Sędziów Okręgów. Jest to najwyższy organ przedstawicielski sędziów sądów powszechnych na szczeblu okręgu i rejonu. Głównym jego zadaniem jest wybór ośmiu członków Krajowej Rady Sądownictwa, ale delegaci dokonują także oceny działalności wybranych przez nich członków Rady, zgłaszają Radzie postulaty dotyczące jej działalności i podejmują uchwały dotyczące problemów pojawiających się w działalności sądów powszechnych.
Odkąd sięgam pamięcią, zebrania zawsze były zwoływane w celach wyborczych. Tym razem jest inaczej, gdyż kadencja większości sędziów powszechnych zasiadających w KRS kończy się dopiero za rok. Mamy zatem do czynienia z sytuacją bez precedensu – po raz pierwszy w ostatnich latach zostało zwołane zebranie w innym celu niż wybór członków Rady. Niestety, cel zebrania nie został oficjalnie podany. Można się jednak spodziewać, że zebranie dotyczyć będzie podjęcie uchwał dotyczących aktualnych problemów sądownictwa powszechnego. A moim zdaniem postulaty dotyczące sądów dobrze odzwierciedla znane hasło francuskich rewolucjonistów „wolność, równość, braterstwo”.
Po pierwsze – wolność
W przypadku sądów powszechnych wolność to niezależność sądów i niezawisłość sędziów. Wartości te, choć zagwarantowane w Konstytucji i teoretycznie przyjmowane powszechnie, są jednak nieustannie zagrożone przez polityków, różnych zresztą opcji. Od wielu lat widać wyraźnie, że politykom będącym aktualnie u władzy niezależne sądy nieraz przeszkadzają i chętnie widzieliby zwiększenie uprawnień nadzorczych władzy wykonawczej w osobie Ministra Sprawiedliwości. Co ciekawe – ci sami politycy, którzy w czasie sprawowania władzy podejmowali działania zmierzające do osłabiania niezależności władzy sądowniczej, po przejściu do opozycji stają się nagle żarliwymi obrońcami wolnych sądów. Jak słusznie zauważył jeden z uczestników niedawnego Kongresu Sędziów: łatwo jest bronić niezależności sądów będąc w opozycji, trudniej to robić sprawując władzę.
Oczywiście wolne od politycznych wpływów sądy nie są jakąś fanaberią. Atrybut niezawisłości nie jest dany sędziom dla ich wygody albo po to, by mogli orzekać według własnego widzimisię. Niezawisłość, jak też poszczególne jej gwarancje, zwane niesłusznie przywilejami, nie służą bowiem sędziom, lecz obywatelom, którzy przed sądami stają. Chyba nikt nie chciałby, żeby sędzia rozpoznający jego sprawę podlegał w sposób bezpośredni politykowi zajmującemu w danym momencie ministerialny fotel. Niezależność wymiaru sprawiedliwości ma szczególne znaczenie w sprawach, gdy obywatel występuje przeciwko władzy państwowej (np. emeryci odwołujący się od niekorzystnych decyzji ZUS) albo to władza występuje przeciwko obywatelowi (np. oskarżenie w sprawach karnych). W takich sytuacjach jedynie całkowicie niezależny od władzy wykonawczej sąd może należycie spełnić swoje zadanie. Podobnie jest w przypadkach spraw, w których występują znani politycy, czy to z partii rządzącej, czy to z opozycji.
Warto zatem poważnie zastanowić się, czy władza polityków nad sądami nie jest nadmierna i czy rzeczywiście możemy jeszcze mówić o pełnej niezależności władzy sądowniczej. Dlaczego? Wystarczy spojrzeć na treść prawa o ustroju sądów powszechnych, w której to ustawie Minister (Ministerstwo) Sprawiedliwości pojawia się aż 129 razy. Już sam ten fakt świadczy to jednoznacznie, jak znaczącą rolę w funkcjonowaniu sądów ma przedstawiciel władzy wykonawczej w ramach tzw. nadzoru wewnętrznego.