Andrzej Talaga: Europejski staw z rekinami

Czy chcemy być wasalem Rosji lub Niemiec?

Aktualizacja: 06.12.2016 20:07 Publikacja: 06.12.2016 18:37

Andrzej Talaga

Andrzej Talaga

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Na pulpicie sterowniczym Unii Europejskiej zapalają się co rusz lampki ostrzegawcze. Ostatnia to referendum we Włoszech. Żaden z kryzysów targających Wspólnotą nie został rozwiązany. Rozpad Unii, rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, jest realną opcją. Gdyby do tego doszło, Polska znalazłaby się w godnym pożałowania położeniu geopolitycznym.

Radość z powrotu Europy do wartości konserwatywnych i narodowych jest mocno nie na miejscu. Ten zwrot podgryza bowiem barierę ochronną polskiej niepodległości. Bez Unii Europa stanie się stawem z grasującymi w nim kilkoma rekinami oraz stadem mniejszych i nieco większych ryb do pożarcia.

Polska nie jest wprawdzie polityczną i gospodarcza płotką, ale to czyni ją tym bardziej apetyczną. Rekiny – jednym z nich byłaby Rosja, obecnie outsider europejskiego życia politycznego – działałyby zgodnie z własnym interesem narodowym.

We Włoszech bardzo prawdopodobne są przedwczesne wybory parlamentarne i zwycięstwo Ruchu Pięciu Gwiazd, nie tylko wrogiego walucie euro, ale w ogóle UE. Nawet jeśli populiści nie stworzą samodzielnie rządu, będą mieli wpływ na jego agendę.

Wiosną odbędą się także wybory prezydenckie we Francji, które może wygrać Marine Le Pen, zwolenniczka opuszczenia Unii. Francja i Włochy to dwa czołowe państwa UE, założyciele Wspólnoty Węgla i Stali. Jeżeli w takich krajach możliwe jest zwycięstwo wyborcze wrogów Unii, to jest z nią naprawdę źle.

Wzrost krytycznych nastrojów jest skutkiem nieudolności Wspólnoty. Od 2008 r. nie potrafiła rozwiązać żadnego z trapiących ją kryzysów, a środki zaradcze, jakie stosowała, jeszcze wzmacniają falę krytyki.

Katastrofa zadłużeniowa Grecji, która bezlitośnie ujawniła słabość wspólnej waluty, spotkała się z odpowiedzią fatalną dla przyszłości UE. Decyzję w tej sprawie podjęło najsilniejsze państwo Unii, czyli Niemcy, przymuszając instytucje unijne do ich przyklepania. Unia i euro okazały się narzędziem silnych, a nie żadną wspólnotą.

Pomoc tzw. trojki, czyli Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, była warunkowana faktycznym zrzeczeniem się przez Ateny suwerenności. Podobny mechanizm miał zadziałać w przypadku masowej migracji, ale już nie zadziałał, bo zbuntowały się kraje Grypy Wyszehradzkiej.

Z kolei dojrzewający kryzys włoskiego sektora bankowego, który lada dzień może dać znać o sobie, Unia postanowiła zamilczeć na śmierć i de facto w ogóle nie reagować.

W takich okolicznościach nic dziwnego, że w narodach europejskich dojrzewa myśl o wyjściu z UE lub złagodzeniu zasad obecności w tej strukturze, słowem wzmocnieniu własnej suwerenności. Z perspektywy Wielkiej Brytanii (prekursorki na tej drodze) Włoch czy nawet Francji taka postawa może ma jakiś sens. Przecież nawet bez UE nic nie będzie zagrażać ich suwerenności. Gorzej w przypadku nowych członków UE, w tym Polski, a nawet Niemiec.

Dla nas Europa bez Unii lub z Unią ograniczoną tylko do wspólnego rynku to zwrot w jak najgorszym kierunku. Nie stworzyliśmy żadnego bloku wspólnotowego, Międzymorze to marzenie, które się nie ziści ze względu na rozbieżności interesów jego potencjalnych twórców. Pozostalibyśmy sami, każdy osobno twarzą w twarz z mocarstwami budującymi na nowo swoją pozycję w Europie. W przypadku Polski na powrót pomiędzy emancypującymi się Niemcami a Rosją. Powróciłby geopolityczny koszmar sprzed dziesięcioleci.

Unia jest bardzo źle skonstruowana i zarządzana. Bez niej Polskę czekałby jednak marny los wasala Niemiec lub Rosji albo obu naraz. Dla konserwatysty najważniejsze musi być państwo, bo tylko ono może zapewnić ochronę wartości społecznych i narodowych. Kiedy czyta się wpisy twitterowe niektórych polskich polityków prawicowych, wydaje się, że o tym zapomnieli. Konserwatywno-populistyczna kontrrewolucja w Europie może nas wpędzić w niewolę, chyba że zostanie przekierowana w zreformowanie i wzmocnienie Unii, a nie jej demontaż.

Autor jest dyrektorem ds. strategii Warsaw Enterprise Institute, doradcą firm zbrojeniowych

Na pulpicie sterowniczym Unii Europejskiej zapalają się co rusz lampki ostrzegawcze. Ostatnia to referendum we Włoszech. Żaden z kryzysów targających Wspólnotą nie został rozwiązany. Rozpad Unii, rzecz nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu, jest realną opcją. Gdyby do tego doszło, Polska znalazłaby się w godnym pożałowania położeniu geopolitycznym.

Radość z powrotu Europy do wartości konserwatywnych i narodowych jest mocno nie na miejscu. Ten zwrot podgryza bowiem barierę ochronną polskiej niepodległości. Bez Unii Europa stanie się stawem z grasującymi w nim kilkoma rekinami oraz stadem mniejszych i nieco większych ryb do pożarcia.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej