Szczególny duch unosi się od jakiegoś czasu nad horyzontem polskiej polityki. Ale nie jest to – jak anonsują niektórzy – widmo lewicowej rewolucji, która z dnia na dzień zmieść by miała z posad bryłę naszego tradycyjnego świata, ale raczej nastrój politycznego chaosu i zagubienia, jaki wkradł się w prawicowe szeregi „dobrej zmiany".
Na ten wyborczy dryf składają się i wyborcza szarża w maju, i polityczne skutki „piątki dla zwierząt", osobliwe dzieje walki z pandemią i rywalizacja na konserwatyzm wewnątrz koalicji. Wreszcie – brak politycznego planu władzy po wyroku TK.
Choć na gruncie gospodarczej prosperity z lat 2015–2019 PiS do perfekcji opanowało sztukę wprowadzania polskiej polityki w ostre, efektowne wiraże, to na lotnych piaskach pandemii i kryzysu taka sama ostra jazda kończy się coraz wyraźniejszym poślizgiem i utratą kontaktu z częścią elektoratu. I jeśli na naszych oczach rzeczywiście kształtuje się przyszłość polskiej sceny politycznej, to dzieje się to raczej w jej centrum i po prawej jej stronie niż po – głośno protestującej – stronie lewej.
Wystarczy rzucić okiem na jesienne sondaże. Najbardziej zaskakującą ich tendencją jest brak wyraźnej pozytywnej tendencji zarówno w przypadku Lewicy, jak i Koalicji Obywatelskiej, których politycy są przecież aktywni na głośnych protestach Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Niewiele wiemy także o politycznym elektoracie samego OSK. Wyraźne natomiast – co nie znaczy nieodwracalne – zmiany dotyczą jednoznacznego, na poziomie 10 pkt proc., spadku poparcia dla PiS.
Istotą momentu politycznego, w którym się znajdujemy, wydaje się nie tyle lewicujący protest OSK, ile zdumienie i rozczarowanie miliona albo i dwóch milionów prawicowych wyborców PiS. I to od trwałości oraz głębokości tego zdumienia zależeć będzie wiara w polityczną sprawczość prezesa Jarosława Kaczyńskiego, a w konsekwencji przyszłość jego politycznego obozu i całej sceny politycznej.