Nieznany ląd pierwszy dostrzegł porucznik Zachary Hicks. Zapewne stał wtedy na dziobie statku z lunetą przy oku i wytężając wzrok, szukał czegoś, co przełamie monotonię bezkresnego oceanu. Kiedy porucznik nacieszył się niezwykłym widokiem, udał się do kajuty kapitana, aby poinformować go o odkryciu, a James Cook lapidarnie odnotował je w dzienniku pokładowym. Był piątkowy poranek 20 kwietnia 1770 r. Mijało dziewiętnaście dni od chwili, kiedy dowodzony przez niego bark „Endeavour" opuścił wody przybrzeżne Nowej Zelandii. Kapitan nie był chyba zbytnio zaskoczony pojawieniem się nieznanej linii brzegowej przed dziobem okrętu. Świetnie orientował się w geografii ówczesnego świata i od dawna podejrzewał, że pod białymi plamami na mapach może się kryć pozostała część wielkiej wyspy zwanej Nową Holandią, której zachodnie wybrzeża już wiele lat wcześniej zbadali żeglarze niderlandzcy. Dręczyło go jedynie pytanie, czy jest to część owego słynnego kontynentu południowego, którego od dawna bezskutecznie poszukiwał. Dwa lata wcześniej, wyruszając na wyprawę, Cook dostał do wykonania dwie misje. Pierwsza, oficjalna, zlecona przez elitarne towarzystwo naukowe Royal Society, polegała na dopłynięciu na Tahiti i przeprowadzeniu obserwacji rzadkiego zjawiska astronomicznego – przejścia Wenus przez tarczę słoneczną. Druga była tajna i znacznie bardziej intrygująca – Royal Navy chciała, aby Cook odnalazł i przyłączył do Wielkiej Brytanii legendarny południowy kontynent, który rozpalał umysły ludzi od czasów starożytnych.
Już Ptolemeusz doszedł do wniosku, że skoro większość znanych człowiekowi krain leży na półkuli północnej, to dla równowagi na południu także muszą się znajdować jakieś nieodkryte, rozległe lądy. Dlatego na swojej słynnej mapie narysował olbrzymi kontynent o całkowicie wyimaginowanych granicach, który na przestrzeni kolejnych wieków przybrał nazwę Terra Australis Incognita (Nieznana Ziemia Południowa). W epoce wielkich odkryć geograficznych wyruszały w tamtym kierunku liczne wyprawy, przede wszystkim portugalskie i hiszpańskie, ale dopiero Holendrzy, szukając drogi do nowo odkrytych Indii Wschodnich, przypadkowo natknęli się na zupełnie nowy ląd, który w przyszłości stał się Australią. Pierwsze informacje o nim dotarły do Europy za sprawą Wilema Jonsha, który w 1605 r., zepchnięty z pierwotnie obranego kursu przez sztorm, dotarł w okolice północno-wschodniego wybrzeża Australii. Z kolei zachodnie rejony wyspy wstępnie spenetrowali kolejni żeglarze holenderscy; wśród nich Jan Carstensz, który nowy ląd nazwał Nową Holandią. Dwie najsłynniejsze wyprawy holenderskie poprowadzone przez Abla Tasmana w latach 1642–1644 zaowocowały odkryciem Nowej Zelandii i Ziemi van Diemena (późniejszej Tasmanii). Wszystkie holenderskie relacje spisane po zakończeniu tych wypraw, a także opis sporządzony przez Wiliama Dampiera, pierwszego Anglika, który zapuścił się na zachodnie wybrzeże Australii, były zgodne: jest to pustynna, jałowa ziemia, pozbawiona bogactw naturalnych i zamieszkana przez prymitywnych dzikusów. W rezultacie przez kolejne dziesięciolecia żeglarze europejscy omijali Nową Holandię z daleka. Przełomem była dopiero wyprawa Jamesa Cooka.
Na nieznanych wodach
Cook po opuszczeniu rajskiego Tahiti skierował się w stronę Nowej Zelandii. Po stwierdzeniu, że są to dwie duże wyspy, i wykreśleniu dokładnych map postanowił ruszyć w stronę Ziemi van Diemena, która – jak ówcześnie sądzono – miała być skrawkiem mitycznej Terra Australis. Ostatecznie jednak o kierunku rejsu zdecydowała pogoda. Silne sztormy zmusiły odkrywcę do zwrotu na północ, w rejony, które na posiadanych przez niego mapach nawigacyjnych były pokryte białymi plamami. Cook od początku sceptycznie podchodził do opowieści o miodem i mlekiem płynącym kontynencie południowym, doszedł więc do wniosku, że ląd dostrzeżony przez porucznika Hicksa to najprawdopodobniej wschodnie, niezbadane wybrzeże Nowej Holandii. I miał rację – „Endeavour" znalazł się wtedy mniej więcej w połowie odległości między dzisiejszymi miasteczkami Orbost and Mallacoota. Podróżnik, aby uhonorować swojego oficera, nazwał odkryty półwysep jego nazwiskiem. Ponieważ wzburzone morze i przeciwne wiatry uniemożliwiły przybicie do brzegu, Cook zdecydował się popłynąć dalej na północ wzdłuż wybrzeża. Jak się później okazało, miało ono ponad trzy tysiące kilometrów i jego zbadanie zajęło załodze „Endeavour" ponad cztery miesiące.
Pierwszy przystanek wypadł dopiero po 10 dniach, kiedy rzucono kotwicę w spokojnej, szerokiej zatoce. Okolica zupełnie nie przypominała miejsc znanych ze smutnych opisów pierwszych odkrywców Nowej Holandii. Obfitowała w zwierzynę, ryby, drewno, a botanicy towarzyszący Cookowi – Joseph Banks, Daniel Solander i Herman Spöring – po zejściu na ląd odnaleźli tak wielką ilość nieznanych Europejczykom roślin, że Cook zdecydował się nazwać to miejsce Zatoką Botaniczną. Po raz pierwszy doszło także do kontaktu z rdzennymi mieszkańcami tych ziem, którzy, co ciekawe, wykazali całkowitą obojętność wobec obcych. Banks zauważył, że „rybacy ledwie rzucili okiem na okręt i na nas", inni natomiast „całkowicie nie zwracali na nas uwagi". Podobne sytuacje zdarzały się w zasadzie za każdym razem, kiedy przybijano do brzegu. Ostatecznie jednak Cook, zapewne pod wypływem coraz popularniejszego w oświeceniowej Europie mitu „szczęśliwego dzikusa", zanotował w swoim dzienniku, że miejscowi „może i wyglądają na najnędzniejszy naród świata, w rzeczywistości są jednak daleko bardziej szczęśliwi niż my, Europejczycy, nie znając nie tylko zbytecznych, ale i koniecznych wygód tak bardzo poszukiwanych w Europie".
Dziesięciodniowy pobyt w okolicach Zatoki Botanicznej miał swoje konsekwencje w przyszłości. Kiedy 18 lat później, już po śmierci Cooka, który zginął w potyczce z tubylcami na Hawajach w 1779 r., parlament brytyjski szukał nowego miejsca na założenie kolonii penitencjarnej, Joseph Banks rzucił pomysł wybudowania jej właśnie w tym rejonie. Koncepcja spodobała się brytyjskim lordom i w styczniu 1788 r. do Zatoki Botanicznej wpłynęła flotylla 11 statków pod banderami Wielkiej Brytanii, wioząc pod pokładami 736 skazańców i blisko 300 wolnych osadników. Po zejściu na ląd okazało się jednak, że Zatoka Botaniczna nie jest wystarczająco dogodną lokalizacją do budowy kolonii, dlatego przeniesiono się nieco dalej na północ, w pobliże miejsca, które Cook opisał na mapie jako Port Jackson. Tak rozpoczęła się historia nowożytnej Australii, a tam gdzie stanęły pierwsze chaty skazańców, znajduje się dziś centrum największej metropolii na tym kontynencie – Sydney.