Trudno oprzeć się wrażeniu, że słowa te brzmią szczególnie aktualnie w maju, w którym rozpoczęło się przyspieszenie szczepień, luzowanie obostrzeń związanych z trzecią falą pandemii wywołanej koronawirusem – najpierw narzuconych administracyjnie, a potem też „na gwizdek" anulowanych.
Na szczęście nie dotyczy to sfery intelektualnej, niepodlegającej w żadnej mierze zakazom i nakazom. Myśleć samodzielnie, oryginalnie, o wszystkim i wszystkich, każdy może, lepiej lub gorzej. A zatem myślę, że tak jak ja myśli wielu ludzi. Myślimy więc, że w ponurych czasach uniemożliwiających weselenie się choćby tylko w ogródkach kawiarnianych i restauracyjnych, zabraniających rozrywki w siłowniach i fitness clubach, wobec bezsiły parlamentarzystów w wyborze rzecznika praw obywatelskich, wobec bezsiły kobiet domagających się od ustawodawców respektowania ich praw, by wymienić tylko niektóre z rzeczywiście poważnych zgryzot, jednym z ciekawszych sposobów pozostawania przy zdrowych zmysłach jest chichotanie z poglądów i obyczajów minionych pokoleń (chichotanie z poglądów i obyczajów współczesnych przychodzi z trudem).
Przeto, nuże, chichoczmy! Według XIX-wiecznych estetów (bez podziału na płcie) istnieją cztery ideały piękna: wierzchowiec pod jeźdźcem (ale nie dżokejem kucającym na grzbiecie wyścigowego rumaka, lecz młodzieniec pod wąsem i najlepiej przy szabli), fregata pod żaglami, parowóz pod parą i kobieta w tańcu. Niestety, było, minęło. Obecnie jeździectwo uprawia garstka zapaleńców, ale i ci nie cwałują ulicami, ale skrywają się po leśnych stadninach. Żaglowych fregat pozostało na całym świecie zaledwie kilka – służą jako statki szkolne marynarkom wojennym i akademiom morskim, a statystyczny obywatel dowolnego kraju ma minimalne szanse ujrzenia „katedry żagli" na morzu. Parowozy stoją w muzeach i nie buchają parą. Co do kobiet – owszem, nieodmiennie promieniują pięknem.
Cofnijmy się nieco w czasie: królowa Izabela Kastylijska (panowała w latach 1474–1504) mawiała, że największą rozkosz znajduje w spozieraniu na cztery rzeczy: rycerza uzbrojonego w polu, biskupa w szatach pontyfikalnych, piękną kobietę bez szat i hultaja na szubienicy. Z tego zestawu pozostały dwa elementy – biskup i kobieta.
Z kolei król Francji Franciszek I Walezjusz (panował w latach 1515–1547) był zdania, że szlachcic, pan na zamku, czy nawet udzielny książę najpewniej uraduje i zachwyci swego władcę, gdy go odwiedzi, ukazując mu „na dzień dobry" swoją piękną żonę, swojego najpiękniejszego konia i najwspanialszego charta. I w tym zestawie znalazła się kobieta...