Zburzcie ten pomnik!

"Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią".

Aktualizacja: 09.03.2019 09:19 Publikacja: 07.03.2019 15:54

Zburzcie ten pomnik!

Foto: Wikipedia

Im bardziej poznaję historię, tym bardziej rozumiem głęboki sens tego przykazania. Nigdy nie lubiłem pomników. Są bowiem fałszywym świadectwem o tych, których przedstawiają, głupią nachalną gloryfikacją, zwalniającą od myślenia i poszukiwania prawdy.

Uświadamiam to sobie szczególnie, kiedy spoglądam na oświetlony blaskiem zachodzącego słońca brukselski pomnik króla Belgów Leopolda II. Krwawa poświata gasnącego dnia oplata królewską postać niczym całunem przesiąkniętym krwią milionów brutalnie zabitych kobiet i dzieci z plemion Luba, Lindala i Kongo. Prawa dłoń bezlitosnego monarchy zdaje się chwytać rękojeść niewidzialnego pejcza, którym w samym sercu Afryki zamęczono setki tysięcy bezbronnych ludzi.

Zdumiewa, że w tym politycznym centrum nowej zjednoczonej Europy, zaledwie kilkaset metrów od siedziby Parlamentu Europejskiego, niezmiennie stoi pomnik zbrodniarza, który swym królewskim autorytetem afirmował terror na niewyobrażalną skalę. A czynił to ze szczególnym wyrafinowaniem i z czystej chciwości. Liczące ponad 2 mln km2 terytorium Konga zostało bowiem sprezentowane Leopoldowi II podczas berlińskiej konferencji kolonialnej obradującej w latach 1884–1885 w zamian za godne pochwały obietnice walki z niewolnictwem, biedą i zacofaniem. Król Belgów użył wszystkich możliwych podstępów i kłamstw, aby uspokoić opinię publiczną. Powołał nawet Międzynarodowe Stowarzyszenie Konga, którego zadaniem było przygotowanie gruntu pod budowę prywatnego państwa, które Leopold początkowo obiecywał uczynić republiką wolnych tubylców. W rzeczywistości stało się ono gigantycznym obozem zagłady.

W usankcjonowaniu tych zbrodni pomagali mu ochotnicy z całej Europy, w tym słynny walijski odkrywca Henry Morton Stanley, który w Kongu okazał się zwyczajnym sadystą i mordercą. Tubylcy nazwali go Bula Matari. On sam z dumą rozgłaszał, że oznacza to „burzyciela skał" – tego, który używa dynamitu do budowy dróg kolejowych. W rzeczywistości było to wulgarne określenie „jajogniota". Stanley znany był bowiem ze znęcania się nad afrykańskimi mężczyznami przez miażdżenie ich jąder.

Walijczyk rozpoczyna długą listę europejskich oprawców, którzy za żołd belgijskiego króla dopuścili się wyjątkowo brutalnych zbrodni na ludach zamieszkujących dorzecze rzeki Kongo.

Prywatne państwo Leopolda II było jedną wielką plantacją niezwykle cennego kauczuku. Życie tubylców nie miało żadnej wartości. Powszechną formą karania za najmniejsze nawet przewinienia było ucinanie kończyn. Ulubioną metodą pewnego szwedzkiego najemnika było karanie rodziców śmiercią ich dzieci. Z kolei pewien Belg o nazwisku Permentier zabawiał się w strzelanie z okien swojego domu do zbyt wolno przechodzących, wyczerpanych robotników. Wiele lat później metoda ta przypadła do gustu austriackiemu komendantowi obozu w Płaszowie hauptsturmführerowi SS Amonowi Göthowi, który strzelał do żydowskich więźniów z tarasu swojej willi.

Kiedy w 1908 r. pod naciskiem opinii publicznej Leopold II został zmuszony oddać rządowi Belgii kontrolę nad kongijską kolonią, terror na równie straszliwą skalę kończył się właśnie w niemieckiej Namibii. Jakże często można usłyszeć, że niemieckie ludobójstwo rozpoczęło się dopiero pod rządami Adolfa Hitlera. To kolejne wielkie kłamstwo historii. W latach 1904–1907 niemiecki korpus ekspedycyjny pod dowództwem pruskiego generała piechoty Adriana Lothara von Trothy dokonał w Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej niemal całkowitej zagłady ludów Herero i  Namaqua. To tam też oficjalnie powstały pierwsze obozy koncentracyjne i zrodziła się obłędna koncepcja rasowa, którą Hitler jedynie zaadaptuje do swoich zbrodniczych potrzeb. Znamienne, że aż do 2006 r. istniała w Monachium ulica generała von Trothy. Po burzliwej debacie publicznej zamieniono ją na Herero Straße dla uczczenia pamięci afrykańskich ofiar niemieckiego ludobójstwa. Dlaczego tak samo nie postąpią Belgowie?

Im bardziej poznaję historię, tym bardziej rozumiem głęboki sens tego przykazania. Nigdy nie lubiłem pomników. Są bowiem fałszywym świadectwem o tych, których przedstawiają, głupią nachalną gloryfikacją, zwalniającą od myślenia i poszukiwania prawdy.

Uświadamiam to sobie szczególnie, kiedy spoglądam na oświetlony blaskiem zachodzącego słońca brukselski pomnik króla Belgów Leopolda II. Krwawa poświata gasnącego dnia oplata królewską postać niczym całunem przesiąkniętym krwią milionów brutalnie zabitych kobiet i dzieci z plemion Luba, Lindala i Kongo. Prawa dłoń bezlitosnego monarchy zdaje się chwytać rękojeść niewidzialnego pejcza, którym w samym sercu Afryki zamęczono setki tysięcy bezbronnych ludzi.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie