Papieski pakt z diabłem

11 lutego 1929 r. podpisano traktaty laterańskie, które regulowały stosunki między Stolicą Apostolską a Włochami. Amerykański historyk David Kertzer stawia tezę, że bez wsparcia Watykanu włoski faszyzm nie rozwinąłby skrzydeł.

Aktualizacja: 11.02.2017 20:08 Publikacja: 09.02.2017 19:26

Pius XI nazwał Mussoliniego „mężem opatrznościowym, którego zesłał nam Stwórca”.

Pius XI nazwał Mussoliniego „mężem opatrznościowym, którego zesłał nam Stwórca”.

Foto: AFP

Kościół katolicki i faszyzm? Od 1963 r., gdy niemiecki pisarz Rolf Hochhuth zrobił z Piusa XII „papieża Hitlera", wylano morze atramentu to na obronę pontifeksa, to na dorzucanie kolejnych oskarżeń. Teraz amerykański historyk David Kertzer ów splot przesuwa na inną parę: papieża Piusa XI (Achille Rattiego, poprzednika Piusa XII) i Benita Mussoliniego. Kertzer jako jeden z nielicznych przewertował akta, które do 2006 r. były zamknięte na klucz w Tajnym Archiwum Watykanu. Na ich podstawie opisał okoliczności zawarcia przez Kurię Rzymską „paktu z szatanem", w języku polityki nazwanego riconciliazione (pojednanie). Jego książka „Papież i Mussolini. Nieznana historia Piusa XI i rozkwitu faszyzmu w Europie" ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Czarne.

Epokowa ugoda

11 lutego 1929 r. kardynał Pietro Gasparri, nr 1 po papieżu w Watykanie, powitał Mussoliniego na progu papieskiej rezydencji na Lateranie. Duce nie pocałował pierścienia, za to w Sali Papieży podpisał wraz z kardynałem epokową ugodę między Stolicą Apostolską a państwem włoskim. Dzięki traktatom laterańskim Ratti i jego następcy stawali się rządcami minipaństewka „wystarczającego papieżom tylko na to, by mogli pochować swoje zwłoki", jak kpił Mussolini, antyklerykał do szpiku kości. Dyktator dorzucał kontrahentowi w pakiecie dwie korzyści: wynosił katolicyzm do rangi religii państwowej w Italii, a Watykanowi przelał sumę 750 mln lirów i obligacje włoskie warte miliard lirów. Ze swojej strony Pius uznał państwo włoskie ze stolicą w Rzymie. Dla poprzedników było to jak włożenie przez szatana kopyta do kościelnej kruchty. Wszak 60 lat wcześniej wojska włoskie zdobyły Rzym. Król Wiktor Emanuel położył kres tysiącletniemu państwu papieskiemu i wcielił je do Włoch. Za to zuchwalstwo ówczesny papież Pius IX ekskomunikował monarchę. Ten nie za bardzo się przejął, skoro dzień triumfu rzymskiego uczynił świętem narodowym. Przez sześć dekad tego dnia patrioci włoscy świętowali, podczas gdy w Watykanie odprawiano msze żałobne. Ale w 1929 r. ugoda była zupełna; miliony lirów rekompensowały straty terytorialne Stolicy Apostolskiej. Dawne państwo kościelne zajmowało przecież jedną czwartą Półwyspu Apenińskiego, a przyznany w traktatach obszar Watykanu nie przekraczał wielkością sześciu boisk piłkarskich.

Pius XI, choleryk o niewyparzonym języku, dobiegał już osiemdziesiątki. Nim zasiadł na tronie Piotrowym, jako biblista (z profesji) i mól książkowy (z zamiłowania) zarządzał jedynie Biblioteką Watykańską. W 1918 r. intelektualistę wysłano jako nuncjusza do Polski. Gdy w 1920 r. zbliżała się bolszewicka nawałnica, Ratti jako jedyny zagraniczny dyplomata pozostał w Warszawie. „Wracaj natychmiast do Rzymu. Potrzebuję dobrych dyplomatów, nie męczenników" – zbeształ go papież Benedykt XV. Mól książkowy wyciągnął wnioski. Kiedy sam został papieżem, rozpoczął negocjacje z Leninem, marząc o wielkiej akcji misyjnej w Rosji. A umową z Mussolinim zakopał topór wojenny z Włochami. Ba, w geście pojednania otworzył zatrzaśniętą na głucho przez sześć dekad bramę Pałacu Laterańskiego. W zamian Watykan uzyskał status odrębnego państwa, nawet z prawem wydawania własnych tablic rejestracyjnych „CSV". Złośliwcy tłumaczyli ten skrót jako „se Cristo vedesse" (gdyby Chrystus to widział).

Włosi z euforią przyjęli zakończenie sporu. W dniu podpisania traktatów lało jak z cebra, a mimo to tłumy zebranych na Lateranie do zdarcia gardeł wiwatowały na cześć Duce i papieża. Opuszczając pałac, prałat Giuseppe Pizzardo, prawa ręka Gasparriego, w nastroju euforii pozdrowił tłumy rzymskim salutem. Wieczorem w całym kraju rozdzwoniły się kościelne dzwony. Włosi, ozdobiwszy domy flagami narodowymi i watykańskimi, tłumnie wypełnili kościoły. Od Sycylii po Mediolan chóralnie wyśpiewali Te Deum. W ogarniętej wielką śnieżycą Bolonii do katedry wmaszerowali na mszę faszyści ze sztandarami. W Rzymie papież po mszy w bazylice św. Piotra wyjaśnił, jak doszło do historycznej ugody: „Niezbędny był opatrznościowy mąż, którego zesłał nam Stwórca, a który nie bratał się z liberałami". By upamiętnić 11 lutego, Watykan ustanowił ten dzień świętem narodowym, obowiązującym do dziś.

Wspólnota interesów

Wspólnotę interesów Piusa XI i Mussoliniego Kertzer wyjaśnia ich wspólnotą wartości. Obydwaj pogardzali demokracją. W świecie pełnym syjonistów, masonów, bolszewików i socjalistów Mussolini śnił o faszystowskim imperium, papież o państwie wyznaniowym. Jeszcze przed zawarciem traktatów powstał w Italii klerykalno-faszystowski miks. Za liczne przywileje dla katolicyzmu (finansowanie kleru, religia w szkołach, zakaz noszenia przez kobiety krótkich spódnic, dekoltów i sukni bez pleców, zakaz czytania frywolnych książek i oglądania hollywoodzkich filmów) Mussolini zażądał wysokiej ceny: Pius XI swoim autorytetem musiał wzmocnić faszystowski reżim. Papież ubezwłasnowolnił więc katolicką partię i masowy ruch laikatu, Akcję Katolicką, by nie rzucały kłód pod nogi dyktatorowi w urządzaniu Italii na modłę faszystowską.

Sprawa damskiej garderoby urosła do rangi spoiwa sojuszu. Watykan uporczywie domagał się od Mussoliniego zakazu uczestniczenia dziewcząt w zawodach gimnastycznych i występów półnagich tancerek w burleskach. Dyktator, prywatnie libertyn, bez szemrania spełniał papieskie zachcianki. Prasa kościelna chwaliła interwencję państwa uzdrawiającą włoskie społeczeństwo. Na wyrost. Co wyrzucono świętymi drzwiami, wracało trywialnie oknem. Na przykład właściciele kin, by zwabić publiczność, wpuszczali podczas przerw na scenę roznegliżowane girlsy.

Alians papieża z dyktatorem, notorycznym kobieciarzem, bardziej niż zwalczanie podwiązek i gorsetów spajała wrogość do komunizmu, tego porażającego widma zarazy bolszewickiej rozlewającej się po Europie. Choć nie tylko. Duce widział Piusa XI jako obrońcę Italii przed Żydami, masonami, a nawet nielicznymi protestantami. Kontrolowane przez Watykan pismo „Civilta Cattolica" wyśpiewywało faszystowskie dytyramby i podbijało antysemicki bębenek, głosząc postulat, by pozbawić Żydów w Italii praw obywatelskich. Sam Pius XI nie stronił od antyjudaistycznych elukubracji. Rozwiązał też organizację Przyjaciele Izraela, której szczytnym celem było nawracanie Żydów. Należało do niej 20 kardynałów i 80 biskupów. Ale organizacja posunęła się za daleko, krytykując wierzenia o piciu krwi chrześcijańskich dzieci w święto Paschy.

Na szczeblu diecezji sojusz umacniali księża. Wszystkie faszystowskie jednostki otrzymały kapelanów. Ci w liczbie 2,5 tys. celebrowali msze wplecione w faszystowskie parady i wiece. O jednolity front we własnych szeregach zatroszczyli się biskupi, przywołując do porządku duchownych o antyfaszystowskich poglądach. Po ataku Mussoliniego na Abisynię kler zagrzewał naród do popierania dzielnej armii w wojnie z „dzikusami". Prym wiódł mediolański kardynał Schuster, notorycznie błogosławiący faszystom. W Watykanie mawiano, że „kardynałowi brakowało jedynie czarnej koszuli, bo linii partyjnej trzymał się jak najgorliwszy towarzysz". Gdy w 1935 r. Pius XI powołał 20 nowych kardynałów, ponad połowę kapeluszy rozdał Włochom. Wzmocnił tym faszystowski reżim, jak radośnie interpretowano w bratniej III Rzeszy. Nie mniej istotne okazało się też to, kto purpury nie otrzymał. Czarną owcą okazał się arcybiskup Westminsteru Arthur Hinsley. „To biedny, bezradny starzec" – powiedział Hinsley o papieżu, by usprawiedliwić poparcie wojny w Abisynii przez Piusa. Ale linia obrony Ojcu Świętemu nie przypadła do gustu.

Kościół przeciw rasizmowi

A jednak alians rozsypał się jak domek z kart. Mussolini, niewykształcony, butny antyklerykał z rozbudowanym ego, nie przeskoczył własnego cienia. W Akcję Katolicką walił jak w bęben. Ta zaś, oczko w głowie Piusa XI, miała się stać zarzewiem ponownej chrystianizacji Italii. Bojówkarze Duce napadali na biura Akcji i zamykali je, nie odmawiając sobie przyjemności deptania papieskich portretów. Jeszcze bardziej Piusa XI i Duce poróżniła kwestia żydowska. Dyktator, ulegając zwierzęcemu rasizmowi, i to akurat za namową swojego pośrednika w kontaktach z papieżem, jezuity Venturiego, który karmił go wizjami żydowskiego spisku, wykopywał przepaść w stosunkach z Rattim. Papież reprezentował klasyczny antyjudaizm teologiczny, niepodszyty antysemityzmem. Kiedy Duce siłą rozwiązał katolickie młodzieżówki i ustawami rasowymi unieważnił małżeństwa między katolikami a żydowskimi konwertytami – co naruszało włosko-watykański konkordat – Pius XI przejrzał na oczy. Po jego interwencji Duce wpadł w histerię. „Te watykańskie mumie straciły rozeznanie" – wrzeszczał w swoim gabinecie. Oficjalnie odpowiedział papieżowi, że spełnia jedynie postulaty Kościoła, jakie ten sam poprzednio wysuwał. Dotknięty chorobą serca i cukrzycą 81-letni Pius XI zobligował jezuitę z USA Johna La Farge'a (potomka Benjamina Franklina), by za plecami kurii ułożył encyklikę piętnującą rasizm. W najbliższym otoczeniu papieża spodziewano się nawet, że Ratti zerwie stosunki z Italią Mussoliniego. Encyklika miała zostać ogłoszona 11 lutego 1939 r. – w okrągłą, 10. rocznicę podpisania traktatów. Dzień wcześniej papież zmarł na zawał. Jego następca Pius XII schował tekst głęboko do szuflady i nie wyciągnął go do końca swojego pontyfikatu. W małżeństwach Żydów z katolikami widział zagrożenie dla przyszłości Italii. Manuskrypt encykliki ujrzał światło dzienne dopiero po śmierci Piusa XII. O zerwaniu umowy z Włochami nie było mowy. Choć Ratti potępiał rasizm, wezwał Mussoliniego do bardziej pokojowej polityki i zaprzestania prześladowań Żydów.

Czy data jego śmierci była przypadkowa? W latach 70. XX wieku pojawiły się pogłoski, że papież został otruty na zlecenie dyktatora, który chciał zapobiec jego wystąpieniu. Spekulację podsyca kuriozalna okoliczność: w noc poprzedzającą śmierć Ojca Świętego czuwał nad nim lekarz Francesco Petacci, ojciec kochanki Mussoliniego. Łamigłówka nie do rozwiązania.

Pewne jest, że bez wsparcia Watykanu włoski faszyzm nie rozwinąłby skrzydeł. Tak brzmi teza Kertzera, który spełnił wezwanie Jana Pawła II z Roku Świętego 2000. Wtedy polski papież wezwał historyków do naukowego zmierzenia się z historycznymi „winami Kościoła". Dowodów na jedną z nich publikacja amerykańskiego historyka w zupełności dostarcza.

Kościół katolicki i faszyzm? Od 1963 r., gdy niemiecki pisarz Rolf Hochhuth zrobił z Piusa XII „papieża Hitlera", wylano morze atramentu to na obronę pontifeksa, to na dorzucanie kolejnych oskarżeń. Teraz amerykański historyk David Kertzer ów splot przesuwa na inną parę: papieża Piusa XI (Achille Rattiego, poprzednika Piusa XII) i Benita Mussoliniego. Kertzer jako jeden z nielicznych przewertował akta, które do 2006 r. były zamknięte na klucz w Tajnym Archiwum Watykanu. Na ich podstawie opisał okoliczności zawarcia przez Kurię Rzymską „paktu z szatanem", w języku polityki nazwanego riconciliazione (pojednanie). Jego książka „Papież i Mussolini. Nieznana historia Piusa XI i rozkwitu faszyzmu w Europie" ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa Czarne.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie