Prawda jest naszym świadectwem

Zazwyczaj, kiedy ktoś na świecie mówi o zagładzie Żydów, zaraz pada nazwa naszego kraju – w negatywnym znaczeniu. Strasznie się na to oburzamy i żądamy od cudzoziemców, aby nie zapominali, że w czasie II wojny światowej Polska była pod okupacją niemiecką.

Aktualizacja: 01.02.2020 16:40 Publikacja: 30.01.2020 16:04

Adof Hitler wita prezydenta Słowacji, księdza Jozefa Tiso na stacji kolejowej w Berlinie (październi

Adof Hitler wita prezydenta Słowacji, księdza Jozefa Tiso na stacji kolejowej w Berlinie (październik 1941 r.). Od lewej Adolf Hitler, szef protokołu dyplomatycznego Alexander von Dörnberg, prezydent Słowacji ks. Józef Tiso

Foto: Domena Publiczna

Próżna to walka. Dzięki Hitlerowi et consortes nazwa naszego kraju na zawsze łączy się z tragedią 6 milionów Żydów. Jest to oczywiście przejaw powszechnego nieuctwa i ignorancji. Dla ludzi prostych, gustujących w binarnej – zawsze czarnej lub białej, pozbawionej wszelkich odcieni i niuansów – interpretacji historii, Polska była miejscem, gdzie wyłącznie zabijano Żydów. Próżne lamenty, że w owym czasie był to kraj podbity, rzucony na kolana pod najokrutniejszą okupacją w dziejach świata, którego obywatele zostali zredukowani do rangi jucznych zwierząt pracujących dla wysiłku wojennego Niemiec. Daremne płacze, że panował tu największy terror w historii, a nie sielanka rodem z głupich hollywoodzkich produkcji pseudohistorycznych. Płonne narzekania, że choć trafiały się wśród Polaków szumowiny wydające Niemcom ukrywających się Żydów, to Polskie Państwo Podziemne karało takich drani kulą w łeb. Dla ludzi niedouczonych rzeczywistość w czasie II wojny światowej była zero-jedynkowa: żydowskie ofiary kontra reszta świata.

Jest czymś skrajnie oburzającym, że 75 lat po wojnie nadal nieustannie musimy się tłumaczyć z rzeczy, których jako naród nigdy nie robiliśmy. Jeszcze bardziej rozsierdza konieczność tłumaczenia, że instytucje państwa polskiego jako pierwsze potępiły niemieckie prześladowania ludności żydowskiej i jako pierwsze na świecie wzywały cywilizowaną ludzkość do zdecydowanej reakcji na niemieckie barbarzyństwo.

A jak świat na to odpowiadał? Miedzy innymi ustami towarzysza Stalina, który zapewniał 23 sierpnia 1939 r. ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa, że ZSRR nigdy nie zdradzi swojego niemieckiego sojusznika. Albo słowami prezydenta Słowacji Jozefa Tiso, który hańbiąc sutannę, mówił: „Katolicy i narodowy socjalizm mają wiele wspólnego i ręka w rękę pracują dla polepszenia świata". Kiedy Słowacja ochoczo realizowała plan ekstradycji swoich obywateli pochodzenia żydowskiego do niemieckich obozów zagłady, przez piekło Auschwitz przechodziło 464 duchownych katolickich i 35 sióstr zakonnych z Polski, Czech i Francji. Połowa z nich zginęła.

Do 1942 r. Słowacy wysłali na śmierć 67 tys. Żydów i 3 tys. Romów. Czy ktoś im to dzisiaj przypomina? Czy pamięta się, że w pierwszej połowie lat 40. XX wieku holenderskie koleje państwowe przyjęły odpłatnie zlecenie przewiezienia 102 tys. obywateli pochodzenia żydowskiego do niemieckich obozów koncentracyjnych? Czy ktoś wypomina Norwegom, że pod rządami kolaboranckiego rządu Vidkuna Quislinga wyłapali blisko połowę Żydów żyjących w ich kraju i przekazali Niemcom?

Francuzi uwielbiają pisać o swoich zasługach w walce z niemieckim okupantem podczas II wojny światowej. Francuska filmografia i literatura gloryfikuje Ruch Oporu tak, jakby to było zjawisko masowe. Tymczasem na określenie ,,masowa" zasługuje co najwyżej skala kolaboracji wszystkich warstw społeczeństwa francuskiego. Przykładem może być wyjątkowo ochoczo podjęta przez paryską prefekturę policji francuskiej obława na Żydów przeprowadzona w dniach 16 i 17 lipca 1942 r. Francuscy policjanci wyłapali 13 tys. osób pochodzenia żydowskiego. Spośród nich wojnę przeżyło tylko 25 dorosłych osób.

Trzeba przy tym podkreślić, że 10 tys. paryskich Żydów zostało ocalonych dzięki bohaterskiej pomocy mieszkańców francuskiej stolicy.

O pomocy, jakiej Polacy udzielili swoim żydowskim rodakom, nie ma sensu pisać. Nie starczyłoby papieru, żeby opisać ich codzienne dramatyczne poświęcenie. Dość powiedzieć, że 80 proc. żywności w warszawskim getcie pochodziło z przemytu, w który byli zaangażowani polscy sąsiedzi. Wystarczy wspomnieć, że w 1942 r. polski rząd emigracyjny utworzył Radę Pomocy Żydom, działającą pod kryptonimem „Żegota", która dostarczyła obywatelom pochodzenia żydowskiego 50 tys. fałszywych dokumentów i według różnych szacunków uratowała od 50 do 120 tys. istnień ludzkich. To jest nasza spuścizna historyczna. Inni niech sobie organizują konferencje.

Próżna to walka. Dzięki Hitlerowi et consortes nazwa naszego kraju na zawsze łączy się z tragedią 6 milionów Żydów. Jest to oczywiście przejaw powszechnego nieuctwa i ignorancji. Dla ludzi prostych, gustujących w binarnej – zawsze czarnej lub białej, pozbawionej wszelkich odcieni i niuansów – interpretacji historii, Polska była miejscem, gdzie wyłącznie zabijano Żydów. Próżne lamenty, że w owym czasie był to kraj podbity, rzucony na kolana pod najokrutniejszą okupacją w dziejach świata, którego obywatele zostali zredukowani do rangi jucznych zwierząt pracujących dla wysiłku wojennego Niemiec. Daremne płacze, że panował tu największy terror w historii, a nie sielanka rodem z głupich hollywoodzkich produkcji pseudohistorycznych. Płonne narzekania, że choć trafiały się wśród Polaków szumowiny wydające Niemcom ukrywających się Żydów, to Polskie Państwo Podziemne karało takich drani kulą w łeb. Dla ludzi niedouczonych rzeczywistość w czasie II wojny światowej była zero-jedynkowa: żydowskie ofiary kontra reszta świata.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia
Pomogliśmy im odejść z honorem. Powstanie w getcie warszawskim
Historia
Jan Karski: nietypowy polski bohater
Historia
Yasukuni: świątynia sprawców i ofiar
Historia
„Paszporty życia”. Dyplomatyczna szansa na przetrwanie Holokaustu
Historia
Naruszony spokój faraonów. Jak plądrowano grobowce w Egipcie