Kres polskości na Kresach

Prorosyjskie organizacje paramilitarne rozwijają się bez problemów, podczas gdy działalność Związku Polaków jest nielegalna.

Aktualizacja: 02.01.2016 06:12 Publikacja: 01.01.2016 23:01

Jedną z ofiar białoruskich władz jest szefowa Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi Weronika Seba

Jedną z ofiar białoruskich władz jest szefowa Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi Weronika Sebastianowicz (na zdjęciu podczas uroczystości w Augustowie, sierpień 2013)

Foto: PAP, Artur Reszko

W ciągu ostatnich dziesięciu lat obserwujemy drastyczne pogorszenie nauczania języka polskiego. Jako przedmiot jest nauczany w bardzo nielicznych szkołach, są też likwidowane zajęcia fakultatywne z tego przedmiotu – mówi „Rz" Andżelika Borys, liderka nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi. – I nie jest to związane z brakiem zainteresowania językiem polskim. Białoruskie władze od lat wypychają nasz język z systemu edukacji państwowej – wskazuje.

Jak przyznaje Borys, placówek jest zdecydowanie za mało, by polskość na Białorusi miała szansę na przetrwanie. – Likwiduje się język, likwiduje się kulturę i krok po kroku likwiduje się tożsamość. Władze chcą sprowadzić polską społeczność na margines – mówi.

Po dwóch stronach granicy

Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku w Polsce mieszka około 47 tys. Białorusinów. Największe ich skupisko jest w powiecie hajnowskim. Od lat 40. działa tam liceum uczące języka białoruskiego, a w pobliskim Bielsku Podlaskim funkcjonuje II Liceum Ogólnokształcące z Białoruskim Językiem Nauczania. Od roku 1956 w Białymstoku ukazuje się białoruskojęzyczny tygodnik „Niwa", redagowany przez mieszkających tam Białorusinów. Od lat nadaje tam także białoruskie Radio Racja. Zupełnie inaczej wygląda sytuacja mniejszości polskiej na Białorusi.

Według danych Białoruskiego Urzędu Statystycznego z 2009 roku w kraju tym mieszka 295 tys. Polaków (nieoficjalnie szacuje się, że liczba ta jest o wiele większa). Statystyki świadczą o tym, że w ciągu dziesięciu lat liczba osób deklarujących narodowość polską zmniejszyła się o ponad 100 tys. (spis powszechny z 1999 roku mówił o 396 tys. Polakach). Działają tam jedynie dwie szkoły średnie z polskim językiem nauczania, jedna w Grodnie, a druga w Wołkowysku. Zostały one wybudowane za pieniądze polskiego podatnika, ale nie stały się miejscem popularyzacji języka i kultury polskich. Powód? Ciągła ingerencja władz w proces edukacyjny.

Poza powyżej wymienionymi dwoma szkołami Polacy na Białorusi mogą uczyć się języka ojczystego w nielicznych szkołach średnich, gdzie język polski jest językiem fakultatywnym. Pozostają tylko płatne kursy językowe, których popularność na Białorusi znacząco wzrosła po wprowadzeniu w 2007 roku Karty Polaka (dokument potwierdzający narodowość polską), która zezwala m.in. na otrzymanie rocznej wizy krajowej. Warunkiem otrzymania karty jest znajomość języka polskiego. Jednak nie wszystkich stać na pokrycie kosztów takiego kursu – zdarza się, że jego cena jest równa średniej miesięcznej pensji na Białorusi.

Problemy byłyby na pewno mniejsze, gdyby dziesięć lat temu białoruskie władze nie dokonały brutalnej ingerencji w sprawy Związku Polaków na Białorusi.

Działalność w podziemiu

Od 2005 roku Związek Polaków na Białorusi (ZPB) działa nielegalnie. Nielegalnie wydawane są także takie polskie czasopisma, jak „Głos znad Niemna" oraz „Magazyn Polski". Konflikt rozpoczął się od chwili, gdy na prezesa ZPB została wybrana Andżelika Borys. Białoruskie władze nie zaakceptowały wyboru i doprowadziły do podziału organizacji. W konsekwencji ZPB na czele z Andżeliką Borys musiał przenieść się do podziemia, a kontrolowany przez białoruskie władze Związek Polaków na Białorusi (ta sama nazwa) przyjął cały majątek organizacji łącznie z 16 Domami Polskimi, wybudowanymi za pieniądze z Warszawy. Od tamtej pory domy te są wykorzystywane w celach komercyjnych, a po dawnej działalności polonijnej nie ma śladu.

– Kosztów utrzymania domów nikt nam nie pokrywa. Dlatego połowę z nich musimy wynajmować pod biura oraz sklepy. Niektóre z nich są w bardzo złym stanie i potrzebują natychmiastowego remontu. Nie dostajemy żadnego wsparcia z Warszawy, a ja osobiście od lat mam zakaz wjazdu do Polski – mówi „Rz" Mieczysław Łysy, prezes współpracującego z rządem Związku Polaków na Białorusi. – Nie jest prawdą, że Polacy na Białorusi są źle traktowani. Mają te same prawa co Rosjanie i Ukraińcy. Oczywiście jeżeli ktoś prowadzi działalność nielegalną i jest zamieszany w afery finansowe, to będzie odpowiadał według białoruskiego prawa – sugeruje Mieczysław Łysy. Wśród Polaków na Białorusi zasłynął m.in. tym, że nie potrafił wyrecytować hymnu polskiego, tłumacząc, że jest „przede wszystkim obywatelem Białorusi". Pokazała to telewizja Polsat News w reportażu „Zakazana wolność na Białorusi".

Od kilku lat białoruskie władze próbują oskarżyć niezależny Związek Polaków na Białorusi o nielegalną działalność finansową. Przesłuchanych zostało już kilkudziesięciu członków tej organizacji.

– Wszystkie inicjatywy, które nie wychodzą od władz, są pacyfikowane. Dotyczy to także mniejszości polskiej. Władze postawiły warunek: albo Polacy podporządkują się Łukaszence, albo będą pod ciągłą presją – mówi „Rz" Andrzej Poczobut, polski dziennikarz z Białorusi, który pod zarzutem zniesławienia białoruskiego prezydenta spędził kilka miesięcy w więzieniu.

Pod presją są także ci, którzy w życiu mieli o wiele dramatyczniejsze doświadczenia niż reżim Łukaszenki. Rok temu przed sądem w Grodnie została postawiona 83-letnia szefowa Stowarzyszenia Żołnierzy AK na Białorusi Weronika Sebastianowicz. W 1952 roku została skazana na 25 lat łagrów i pozbawienie praw publicznych na pięć lat. Po wieloletnim pobycie w łagrach syberyjskich wróciła do swojej ojczyzny. Za upamiętnienie swoich poległych towarzyszy z Armii Krajowej białoruskie władze skazały ją na karę grzywny.

– Nastawienie władz w Mińsku do mniejszości polskiej od lat jest negatywne i nic nie wskazuje na to, by miało się zmienić – mówi „Rz" Andrzej Pisalnik, redaktor portalu znadniemna.pl. – W Mińsku nie chcą się przyznać do tego, że taka polityka jest błędna – konkluduje.

Rosyjski świat

Tymczasem problemów z białoruskimi władzami nie mają ci, którzy propagują ideę tak zwanego rosyjskiego świata (jedności Białorusi, Ukrainy i Rosji). Mogą nawet trenować w lasach i strzelać z automatów Kałasznikowa.

Na terenie Białorusi działa 14 prawosławnych klubów wojskowo-patriotycznych, wspieranych przez Białoruską Cerkiew Prawosławną należącą do patriarchatu moskiewskiego. Pięć z nich działa na Grodzieńszczyźnie, gdzie zdecydowaną większość mieszkańców stanowią katolicy. Jak zauważa niezależna białoruska gazeta „Nasza Niwa", członkowie tych organizacji nie kryją swoich prorosyjskich sympatii i nazywają Białoruś „częścią imperium rosyjskiego". Kluby te co roku organizują szkolenia paramilitarne, wspierane przez funkcjonariuszy grodzieńskiej milicji i oficerów białoruskiej armii. Wojskowi uczą członków tych organizacji posługiwać się bronią palną. Na zdjęciach ze szkoleń widać nastolatków z najnowszymi automatami Kałasznikowa w ręku.

Wśród członków prawosławnych wojskowo-patriotycznych klubów są też uczniowie szkół podstawowych Grodna. Działają one także na terenie Witebska, Słonimia, Brześcia, Turowa, Berezyna, Homla, Połocka oraz Bobrujska.

– Jestem ciekaw, jaka byłaby reakcja białoruskich władz, gdyby z podobną inicjatywą wystąpiła jakaś katolicka parafia. Podobne kluby od lat działały na Krymie i na wschodzie Ukrainy. Pamiętamy, czym się to skończyło – mówi Poczobut. – Inicjatywa ta pochodzi od prawosławnego duchowieństwa na Białorusi i ma wyraźnie imperialistyczny wydźwięk – konkluduje.

Na profilach w sieciach społecznościowych członkowie paramilitarnych organizacji popierają działania Rosji na Ukrainie, a język białoruski nazywają „zubożoną przez Polaków wersją języka rosyjskiego". Nie kryją swojej nienawiści do przedstawicieli białoruskiej demokratycznej opozycji. Zarzucają także Łukaszence „próby odłączenia Białorusi od Rosji".

– Białoruski prezydent stał się ofiarą swojej wieloletniej polityki i dzisiaj nie może się już cofnąć – twierdzi Poczobut.

Niezależne media zauważają, że prorosyjskie organizacje paramilitarne zaczęły się mnożyć na Białorusi po 2010 roku, gdy otwarto Rosyjskie Centrum Nauki i Kultury działające przy ambasadzie Rosji w Mińsku. Od 2014 roku centrum ma swoją filię w Brześciu.

Białoruś kolonią?

– Na naszej ziemi trwa destrukcja tożsamości kulturowej Białorusinów. O jakich prawach mniejszości możemy mówić? Ciężko sobie wyobrazić, że jedną ręką Łukaszenko zamyka białoruskie szkoły, a drugą otwiera polskie – mówi „Rz" prof. Aliaksandr Astrouski, redaktor białoruskiego nacjonalistycznego portalu internetowego nashaziamlia.org. – Jeżeli polska mniejszość chce mieć jakieś prawa, Warszawa musi wykazać internacjonalną solidarność z narodem białoruskim, który jest pod dramatyczną presją. Trzeba pamiętać, że Białorusini również nie mają tu żadnych praw i nie są gospodarzami na swojej ziemi – twierdzi. Według niego w kraju, w którym uciskany jest własny język i własna kultura, nie może być miejsca na popularyzację kultury i języka mniejszości narodowych.

O tym, że Białorusini przeżywają ogromny kryzys tożsamościowy, świadczy fakt, że język białoruski od lat znajduje się na liście zanikających języków świata. Białoruscy intelektualiści twierdzą, że sytuacja się pogarsza, mimo że w zeszłym roku Łukaszenko zapowiadał zmiany.

– Jedyną zmianą było to, że w szkołach została wyrównana liczba godzin nauki języka białoruskiego i rosyjskiego. Wcześniej rosyjskiego było zdecydowanie więcej – mówi „Rz" Aleh Trusau, szef Stowarzyszenia Języka Białoruskiego w Mińsku. – Jedynie około 15 proc. białoruskich uczniów uczy się w naszym narodowym języku. Z kolei w Mińsku jedynie 2,5 proc. uczniów uczy się z białoruskich podręczników. Reszta jest skazana na szkoły i podręczniki rosyjskojęzyczne – wskazuje.

Nie bez znaczenia pozostaje rola, jaką odgrywają na Białorusi rosyjskie media. Są one o wiele bardziej popularne niż białoruskie. Pod wpływem rosyjskiej propagandy są również mieszkający tam Polacy, którzy mają dostęp do polskich mediów jedynie w internecie.

– Polacy na Białorusi są poddawani totalnej rusyfikacji. W pierwszej kolejności trzeba maksymalnie wesprzeć polskie środowisko, nauczanie języka, zwiększyć dostęp do polskich mediów i wesprzeć media lokalne, nadające w ojczystym języku – mówi Andżelika Borys. – Tylko wtedy polskość będzie miała tu szansę na przetrwanie.

Kilka miesięcy temu „Rzeczpospolita" zorganizowała medialną akcję na rzecz powrotu rodaków ze Wschodu. Jej efektem było wniesienie do Sejmu nowelizacji ustawy o Karcie Polaka. Nowe przepisy przynoszą spore ułatwienia – posiadacze karty będą mogli otrzymać polskie obywatelstwo już po roku nieprzerwanego pobytu w kraju. Zostaną też zwolnieni ze związanych z tą procedurą opłat administracyjnych. Osiedlający się w ojczyźnie rodacy będą też mogli liczyć na wsparcie materialne z budżetu państwa. Karta Polaka ma być wydawana nie tylko przez konsulów w polskich placówkach dyplomatycznych, lecz także na terenie kraju przez wojewodów.

Akcja „Rzeczpospolitej"

W ciągu ostatnich dziesięciu lat obserwujemy drastyczne pogorszenie nauczania języka polskiego. Jako przedmiot jest nauczany w bardzo nielicznych szkołach, są też likwidowane zajęcia fakultatywne z tego przedmiotu – mówi „Rz" Andżelika Borys, liderka nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi. – I nie jest to związane z brakiem zainteresowania językiem polskim. Białoruskie władze od lat wypychają nasz język z systemu edukacji państwowej – wskazuje.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Kolejne ludzkie szczątki na terenie jednostki wojskowej w Rembertowie
Kraj
Załamanie pogody w weekend. Miejscami burze i grad
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił