Z Wikipedii (po drobnych redakcjach): Fiksacja to jeden z mechanizmów obronnych. Polega na kurczowym trzymaniu się wyuczonych struktur myślowych i mechanizmów zachowań, aby uniemożliwić powstanie frustracji, na przykład wobec jakiegoś nowego zdarzenia lub zespołu zdarzeń. Fiksacja daje krótkotrwały zysk psychologiczny w postaci zmniejszenia napięcia związanego z postrzeganym zagrożeniem (prawdziwym lub urojonym), ale utrudnia przystosowanie się do zmienionej sytuacji.
Nie jestem psychologiem ani terapeutą. Nie chodzi mi o mętne, amatorskie diagnozy, ale o wydźwięk tekstów. Piotr Ibrahim Kalwas fascynował mnie jako autor mistycznej prozy inspirowanej miejscami, które są nam obu bliskie. Coś się jednak niedobrego stało. Od jakiegoś czasu godna podziwu subtelność literacka jest na usługach poślednich reportaży.
Chociaż nie przepadam za chronologią, dla porządku zacznę po kolei. „Mamy w Koranie tzw. wersety miecza albo takie, które mówią o biciu kobiet czy obcinaniu rąk" - twierdzi Kalwas w ostatniej rozmowie z „Gazetą Wyborczą". Podobne wypowiedzi znaleźć można zresztą na kartach jego najnowszej książki „Egipt: haram halal". Oczywiście, krwawe kawałki są też w Starym Testamencie. Ale, ciągnie Kalwas, „czy Żydzi albo chrześcijanie stosowali w praktyce te brutalne kary? OK, może i stosowali tysiąc lat temu, ale przecież nie przenieśli tego w dzisiejsze czasy!" W innych miejscach pada porównanie do inkwizycji.
Co autor ma na myśli? O ile dobrze rozumiem, islam, w tym muzułmańska „święta" księga i interpretacje, jakie propagują duchowni tej religii, miałyby stanowić podstawę do stosowania przemocy na skalę nie spotykaną u nas od 1000 lat (lub od okresu inkwizycji).
Kto by liczył lata
Zacznijmy od drobiazgu: tysiąc lat temu inkwizycja nie istniała. Powstała, jak się przyjmuje, w XIII wieku. Zanim na dobre rozpoczęła dzieło zniszczenia, minęło kolejne kilkadziesiąt lat, a tak zwane palenie czarownic odbywało się jeszcze w XVII wieku. Ale kto by liczył lata? Kilkaset w jedną czy drugą stronę nie robi różnicy, a okrągły tysiąc lepiej wygląda w gazecie niż jakieś 784 (dla przypomnienia: w 1231 roku papież powołał Konrada z Magdeburga na inkwizytora Niemiec).
Żarty żartami, ale czy rzeczywiście „Żydzi albo chrześcijanie" nie „przenosili" brutalności w dzisiejsze czasy? Nie wiem dokładnie, co uchodzi za „dzisiejsze czasy", ale weźmy drugą wojnę światową. W 1941 roku papież Pius XII wyświęcił Lorenza Jaegera na arcybiskupa niemieckiego Paderborn. Rok później, kiedy naziści zbliżali się do Morza Kaspijskiego, biskup zwrócił się do swoich wiernych w wielkopostnym liście pasterskim. Padły następujące słowa: „Czy ten biedny, nieszczęśliwy kraj [ZSRR] nie jest przypadkiem przytułkiem dla ludzi, którzy przez swoje odrzucenie Boga i nienawiść do Chrystusa stali się niemal zwierzętami? (...) Dlaczego? Bo tam [w ZSRR] porządek życia ludzkiego nie opiera się na (nauce) Chrystusa tylko na (nauce) Judasza." Do czego namawiał biskup żołnierzy walczących na froncie wschodnim, czyli w ZSRR i w Polsce? Do „bezwarunkowego wypełniania powierzonych [przez zwierzchników] zadań" oraz „wierności aż do śmierci".
Nikomu w Polsce nie trzeba tłumaczyć, jak to się przekładało na praktykę niemieckiego okupanta. Zatem, wracając do Kalwasa, okazuje się, że także owi „chrześcijanie" w całkiem „dzisiejszych" czasach odwoływali się do religii, zachęcając do najgorszych zbrodni.
Wątpliwe pożytki z kolonializmu Kolejne nieporozumienie dotyczące historii wiąże się z kolonializmem. Kalwas mówi „To smutny paradoks: im więcej wpływów kolonialnych w krajach arabskich, tym bardziej społeczeństwo otwarte i większe szanse przynajmniej na podstawy demokracji. Tunezja, tak jak i Turcja przeszły wieloletnie procesy sekularyzacyjne. Te procesy, mimo iż niekiedy dramatyczne i brutalne, otworzyły społeczeństwa obu tych krajów na zachodnią, racjonalną myśl o wiele bardziej niż społeczeństwa innych krajów arabskich, gdzie wpływy zachodnie były słabsze".