Na siedem lat więzienia Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał właśnie Arkadiusza Ł., ps. Hoss, i jego brata za wyłudzenie dużych sum od starszych, samotnych osób metodą „na wnuczka". Bracia wpadli w ręce niemieckiej policji, bo ta założyła im podsłuchy. Jak przyznał sąd, założono je bez zgody polskiej prokuratury, ale sąd postanowił wykorzystać te nagrania jako tzw. owoce zatrutego drzewa.

Czytaj także: Hoss, "król mafii wnuczkowej", skazany na 7 lat więzienia

Wyrok wzbudził emocje w prawniczym świecie. – Reguły postępowania karnego mają funkcję gwarancyjną – mówi „Rz" adwokat Mariusz Paplaczyk. Uważa on, że nie można zaakceptować sytuacji, gdy wymiar sprawiedliwości, czując, że ktoś jest winny, próbuje na siłę znaleźć dowody winy i sanować niedostatki materiału dowodowego. Adwokat Przemysław Rosati dodaje, że choć ustawodawca przewiduje taką możliwość, to jednak sprawa nie jest prosta. – Rygorystyczne jest orzecznictwo Sądu Najwyższego. Mnie osobiście bliższa jest filozofia prezentowana przez SN – mówi „Rz". I podkreśla, że powoływanie się na takie dowody przez sąd podważa zaufanie do wymiaru sprawiedliwości i do państwa. – Prowadzi do erozji podstawowych zasad procesu karnego. Z kolei adwokat Jacek Kondracki przyznaje, że ma mieszane uczucia. – Z punktu widzenia praworządności tak być nie powinno, ale z drugiej strony, patrząc na tę konkretną sprawę i oskarżonego oraz jego przyznanie się do winy, to nie razi. Nie mam jednak wątpliwości, że legalizm nakazywałby pominięcie tych dowodów – kończy prawnik.