Rozpoczęcie okupacji sejmowej mównicy, a potem sali obrad, przypomina wyciąganie pistoletu podczas awantury na ulicy. Sięgając po broń, trzeba być gotowym do jej użycia, ale też trzeba wiedzieć, kiedy i jak broń można będzie schować. Opozycja rozpoczęła protest, nie rozważając takiego scenariusza. I znalazła się w pułapce. Uświadomił to sobie lider PSL, który zaapelował we wtorek o zakończenie protestu. Skoro wywołała go sprawa dostępu mediów do Sejmu, a ten – choć z drobnymi zastrzeżeniami – został przywrócony, dalszy protest nie ma sensu – argumentował Władysław Kosiniak-Kamysz.

PO i Nowoczesna kontynuują protest, nie mając planu B. Kaczyński, proponując niemal ministerialny status liderowi opozycji i możliwość układania porządku obrad na co piątym posiedzeniu Sejmu, wpycha opozycję w pułapkę.

Ale jego gest to również sygnał wysłany do własnego środowiska. Szczególnie do prezydenta, który podjął próbę rozładowania kryzysu parlamentarnego. Andrzej Duda został zlekceważony, jego rola sprowadziła się do tego, że ogłosił, iż dziennikarze będą mogli wrócić do Sejmu. Kaczyński wysłał następujący sygnał: kompromis tak, ale wyłącznie na moich warunkach. A głowa państwa niech się skupi na podpisywaniu przysyłanych ustaw i wybieraniu prezesa TK.